niedziela, 20 sierpnia 2017

#16- "Ponad 7 miliardów ludzi na świecie, a ja chcę właśnie Ciebie."

  Zbyszek sam nie wiedział jak skomentować to co działo się pomiędzy jego mamą a moim tatą. Bo jakby nie było coś się działo i zauważyli to już nawet moi bracia. Pani Basia w kilka godzin zdążyła oczarować mojego, dość wybrednego, ojca. Ja tam się cieszyłam, bo wiedziałam jak ojciec przeżył rozstanie z Camilla. Pani Basia sprawiała, że zaczął się uśmiechać i podspiewywac coś pod nosem. To ostatnie to już w ogóle był dla nas szok. Zbyszek zastanawia się jak to będzie wyglądać i czy tak może być, że my jesteśmy razem i nasi rodzice też się maja ku sobie? Może tak być, bo nie jesteśmy spokrewnieni. Wiem dziwnie to wygląda ale nie jesteśmy pierwsi i nie ostatni.
Babcia na niedzielę wielkanocna zarządziła bal. I z tego powodu musiałam zatroszczyć się o odpowiednie stroje dla moich gości i popracować z nimi nad tańcem. Pani Basi wybraliśmy piękną, granatowa suknie i delikatną srebrną biżuterię. Zbyszkowi czarny, dopasowany idealnie smoking. Z tańcem było trochę gorzej u Zbyszka, bo pani Basia dawała sobie nieźle radę. Cały tydzień zleciał nam na przygotowaniach i wycieczkach krajoznawczych. Choć częściej to ja sama ze Zbyszkiem sobie zwiedzaliśmy bo jego mamę przejął ojciec mój najdroższy.
5 kwietnia 2015r- Londyn (Niedziela Wielkanocna)
  Dziś nadszedł dzień balu. Cały dzień spędziliśmy na przygotowaniach do balu. O godzinie 19 wszyscy spotkaliśmy przed salą balową - ja, Zbyszek, pani Basia. Po chwili zostaliśmy zaanonsowani gościom zgromadzonym na sali. I tak zaczął się pierwszy, tak poważny, bal Bartmanów. Początkowo byli bardzo zestresowani. Nie wiedzieli jak się zachować, jak się odezwać lecz zawsze z pomocą przychodził im ktoś z mojej rodziny. Po jakimś czasie matka z synem przestali się stresować i zaczęli się dobrze bawić. 
 6 kwietnia 2015r- Londyn 
  Bal zakończył się o godzinie 2 w nocy. Musieliśmy pozostać na sali aż do ostatniego gościa. Następnie porozchodziliśmy się do swoich pokoi. Rano obudziła mnie służąca, która przyniosła mi śniadanie do łóżka.

  Czas w Londynie nieubłaganie zbliżał się do końca. Nim się obejrzeliśmy musieliśmy znów pakować walizki i wracać do Polski, do naszej rzeczywistości. 
  Lot powrotny mieliśmy 8 kwietnia o 11. Pożegnaliśmy się z moją rodziną i ruszyliśmy w drogę powrotną. Na lotnisku w Łodzi wylądowaliśmy przed 14. Zamówiliśmy taksówki i po kolejnym pożegnaniu i podziękowaniu pani Basi rozjechaliśmy się do swoich domów.  

  Wróciłam do domu z ulgą. Cisza, spokój, nikt nie narzeka, nie marudzi. Odebrałam klucze, jak zwykle, od Kingi do której rodzina przyjeżdżała na święta więc od czasu do czasu mogła wpaść do mnie aby podlać kwiatki. Weszłam do domu, zaprowadziłam walizki do garderoby i poszłam zrobić sobie coś do jedzenia. Niestety spotkał mnie nie przyjemny suprajs (!). W lodówce było tylko światło! Zła i głodna ubrałam się ponownie i ruszyłam do pobliskiego spożywczaka na zakupy. Po zakupieniu  najpotrzebniejszych artykułów udałam się w drogę powrotną do domu. I tam mało nie zeszłam na zawał. Przed furtka stał mężczyzna. Wyglądał na dobrze zbudowanego, wysoki. Miał na sobie ciemną kurtkę i czapkę,jeansy i granatowe adidasy. Myślałam że to po prostu ktoś kto chce spytać o drogę lub coś w tym stylu. Niestety grubo się pomyliłam. Moja przeszłość mnie dogoniła. 
- Szukasz tu czegoś? - spytał ostro podchodząc do niego. 
- Cześć złotko - chciał mnie pocałować ale się uchyliłam. - Wróciłem do Ciebie nareszcie. Nie cieszysz się? 
- A powinnam? 
- No jasne. Przecież nie byłem u Ciebie juz dwa lata. Tęskniłem. 
- Ooo tęskniłeś? - spytałam ironicznie. - Wróciłeś bo dowiedziałeś się, że jestem po przeszczepie i nie ma już problemu z którym kiedyś nie chciałeś się borykać. 
- To nie prawda. 
Nie wierzę i nie będę mu wierzyć w żadne słowa bo za dobrze go już znam. 
- Oj dobrze wiesz, że to prawda. Teraz wybacz ale chciałabym wejść do domu. Nie mamy o czym ze sobą rozmawiać, nie mamy ze sobą nic wspólnego. Wiec proszę Cię odejdź i nie zawracaj mi nigdy głowy. Powodzenia i szczęścia. Cześć. 
Juz się odwróciłam i chciałam wejść na podwórko, gdy ten chwycił mnie za nadgarstek i gwałtownie odwrócił w swoją stronę. 
- Jeszcze do mnie wrócisz, zapamiętaj! - powiedział. Puścił mnie i odszedł w dal. 
  Wystraszona a jednocześnie zła poszłam do domu. Odechciało mi się jeść. Wzięłam tylko kąpiel i poszłam do sypialni. Wzięłam laptop i całe po południe spędziłam leżąc na łóżku. 
Jednakże cały czas w głowie krążyły mi myśli po co on się tu zjawił? Krzysztof Malinowski chłopak z którym chciałam spędzić resztę życie. Facet z którym chciałam wziąć ślub, mieć dzieci i żyć długo i szczęśliwie. Byliśmy ze sobą dwa lata. Poznałam go w połowie pierwszego roku studiów. Niestety wszystko się popsuło gdy moja choroba zaczęła postępować. Uciekł trzy miesiące przed przeszczepem. Nie miałam czasu na jakiekolwiek rozpaczanie gdyż byłam zajęta i przerażona swoim stanem zdrowia. A po przeszczepie pojawił Zbyszek, jego rodzina i siatkarze i jakoś tak wszystko przeszło mi lekko. Teraz wraca po 2 latach i chce znów wrócić do mnie. Chyba byłabym głupia gdybym się na to zgodziła. Poza tym jest mi dobrze tak jak jest. Mam Zbyszka. Nie chce go krzywdzić. Wiele przeszliśmy aby dojść do tego punkty, w którym teraz jesteśmy. A Krzysztof niech idzie i nigdy nie wraca! Siooo! 

  W naszym siatkarskim grobie ruszyli koło transferowe. Jedni zmieniali kluby drudzy zostawali w nich na kolejny sezon. Zbyszek zaliczał się do pierwszej grupy. Niestety Jastrzębski, który zakończył sezon na 4 miejscu, nie przedłużył mu kontraktu. Zbyszek dostał kilka propozycji między innymi z Włoch, Rosji i Chin. Rozważa tą decyzję ma czas do końca miesiąca. Zobaczymy co zrobi. Tymczasem Antiga ogłosił stan kadry na ten rok. I tu kolejny cios dla Bartmana, brak powołania do kadry. Przy mamie udawał, że mało go to obeszlo, ale przy mnie dawał upust swoim emocjom. Bałam się mu powiedzieć o tym, że ja powołanie do kadry dostałam i na całe tygodnie wyjeżdżam do Spały do siatkarzy aby ich wspierać i pomagać. Jednakże im było bliżej wyjazdu tym mnie bardziej gryzło sumienie. W końcu zebrałam się w sobie i powiedziałam :
- Zbyszek nie chce Cię ranić no ale musze Ci to powiedzieć. Ja... dostałam powołanie do kadry i za 3 dni jadę do Spały. 
Spojrzałam na niego z lękiem w oczach bo nie wiedziałam jak na to zareaguje. 
- No chociaż ty. - uśmiechnął się. - Jedź i pomóż im wygrywać. Ja nie mogę to chociaż ty. Będę tęsknił ale przecież będę mógł Cię odwiedzać w Spale a i Ty czasami tu przyjedziesz. Kocham Cię i będę Cię wspierał zawsze nie zależnie jak się będzie nam w życiu wiodło. 
- Tez Cię kocham i dziękuję. - pocałowałam go. 

  I tak 20 kwietnia wsiadlam w samochód z walizkami w bagażniku i znów pojechałam do Spały. Byłam rozdarta pomiędzy radością a smutkiem. Cieszyłam się ze spotkania z chłopakami, z tego że znowu poczuje tą atmosferę na hali. Był też Zbyszek, który pozostał bez klubu i bez powołania do kadry w domu. Dobrze, że chociaż była z nim mama. Dadzą sobie radę! 


~*~
O matko i córko jak mnie tu dawno nie było. 
Hejoo! 
O to kolejny rozdział historii Zbyszka i Eli. 
Czytajcie i komentujcie ❤

Jak Wam mijają wakacji, których niestety już pozostało nie wiele? Gdzie byliście? 

Całuje Was mocno i do następnego! 


1 komentarz:

  1. super, że w końcu się pojawiłaś
    czekamy na więcej

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Katrina