poniedziałek, 28 grudnia 2015

#10-"Kobiety wychodźcie za mąż! Żadnego mężczyznę nie powinna minąć kara."

26 września 2014r- Łódź/Wałbrzych
Dziś wstałam o 8, zjadłam śniadanie i spakowałam torbe i ruszyłam w droge do Wałbrzycha. Wałbrzych to rodzinne miasto Kurka. Umówiliśmy się, że przyjade dzień wcześniej aby w sobote nie robić wszystkiego na prędce.
Po 14 byłam już w domu państwa Kurek. Okazali się być naprawdę przyjemnymi ludźmi. Pani Kurek gada non stop. Normalnie buzia  jej się nie zamyka. Sympatyczna kobieta.Pan Jarek, mimo że mniej gadatliwy ale także sympatyczny z niego facet. No i wiadomo po kim Bartek ma odstające uszy. Po tatusiu. No i na koniec młody Kurek, Kuba. Słodki z niego chłopczyk. Kulturalny, inteligentny jak na swój wiek a wygadany jak mama i Bartek.

27 września 2014r- Wałbrzych
Wszyscy są na nogach już od 6. Ja wraz z panią Jadzia jedziemy o 8 do fryzjerki. Panowie mają sobie sami radzić. Tak więc ubrana i po śniadaniu czekałam przy samochodzie na panią Kurek.
- Przepraszam cie, ale faceci sami w domu równa się armagedon.-zaśmiałyśmy.
Od fryzjera wróciłyśmy po 3 godzinach. Dom, cudem, był w całości.
- Panowie żyjecie ?- krzyknęłam od progu.
- Jasne !- odpowiedzieli siedząc w salonie.
Każdy z nas rozszedł się po całym domu aby przygotować się na uroczystość. Ja poszłam do pokoju, niegdyś Bartka. Założyłam sukienkę a wcześniej zrobiłam sobie makijaż. Ubrana i umalowana przeglądałam się w lusterku gdy do pokoju wpadł Kurek.
- OOo wow..- zlustrował mnie od góry do dołu-pięknie wyglądasz- zarumieniłam się.
- Dziękuje, ale ty też niczego sobie. - zatrzepotał rzęsami a ja się zaśmiałam- Co cię do mnie sprowadza ?
- Zawiążesz ? -pokazał mi krawat.
- Jasne, daj.
Po pięciu minutach krawat już był zawiązany na szyi Bartka.
- Dzięki wielkie.
Po jego wyjściu z pokoju, nie minęła minuta gdy pojawił się senior Kurek i junior Kurek.
- Ela ?Możesz ? - pokazali na krawaty.
Z uśmiechem przytaknęłam. I tak po chwili wiązałam krawaty. O 16 wyjechaliśmy z domu. Ja z Bartkiem jego samochodem i jego rodzice swoim. Po 10 minutach byliśmy pod pięknym kościołem. Ślub rozpoczął się równo o 16:30. Panna młoda była śliczna. Do ołtarza poprowadził ją tata. Kuzyn Bartka, Maciek, wydaje się być miłym człowiekiem. Jest brunetem  z burzą loków okalającej jego buzie, silny i wysoki, choć niższy od Kurka. My z Bartkiem usadowiliśmy się w ławkach na początku, aby wszystko dobrze widzieć, tzn, żebym ja widziała bo Bartek to i z końca kościoła by widział. Ślub jak to ślub...nie wiem może jestem dziwna ale ja nie potrafię sie na nich wzruszać. Po mszy zebraliśmy się wokół młodych aby złożyć im życzenia. Później ruszyliśmy na salę aby tam bawić sie jak najlepiej.
 Wesele trwa w najlepsze. Wszyscy bawimy się doskonale. Bartek, mimo że się nie spodziewałam, świetny tancerz. Miałam przyjemność tańczyć z kilkoma panami z rodziny Maćka jak i Agnieszki. Teraz siedzimy sobie przy stole i łapiemy oddech po szalonych tańcach.
- Wiesz co Bartek, wyjdę się przewietrzyć. Zaraz wrócę. - uśmiechnęłam sie do niego.
Ten przytaknął głową tylko.
Wyszłam na zewnątrz. Rozejrzałam się i spostrzegłam wolną ławkę nie daleko restauracji.Szybszym krokiem do niej podeszłam i usiadłam. Odchyliłam głowę i zaczęłam myśleć. O sobie, o życiu.  Jestem księżniczką. Zaczynam od października II stopień studiów z psychologii. Miałam przeszczep serca. Poznałam Zbyszka. Jego wypadek. Później poznanie siatkarzy. Zbyszek i Hiacynta. Mój wyjazd do Londynu. Przeprosiny siatkarzy i powrót do Spały. Zdobycie Mistrzostwa Świata. Teraz wesele z Bartkiem. A gdzie w tym wszystkim miłość ? Ta jedyna, prawdziwa i na całe życie ? Większość koleżanek z wydziału ma już chłopaków, narzeczonych. A ja sama jak ten palec ? Ale szukanie miłości na siłę też nie popłaca. Ugh..a może to ze mną jest coś nie tak ?
- O czym tak myślisz ?
Przestraszona aż podskoczyłam.
- Matko, Bartek. Ale mnie wystraszyłeś !
- Przepraszam nie chciałem. To o czym tak myślisz ?
- O sobie i moim nędznym życiu.
- Jakie tam nędzne. Popatrz: masz nowe serce, poznałaś nas, jesteś Mistrzem Świata, zaczynasz kolejny rok studiów czego jeszcze chcieć ?
- Miłości - murknęłam pod nosem.
- A co jeśli ktoś jest tylko boi się Tobie powiedzieć, że sie kocha w tobie?
Spojrzałam na niego z ukosa.
- A jest ?
- Nawet jeśli to co ? Przecież go nie wydam.
- Powiedz mi. - oczy jak kot ze Shreka zawsze działały....ale nie na Bartka.
- Nie.A ty kogoś darzysz większym uczuciem niż czysto koleżeńskim ?
- Jest jeden taki.
- I ?
- I i i i jest zajęty.- skrzywiłam się a Kurek zaczął się śmiać.
- No i z czego sie śmiejesz ?
- Z twojej miny hahahaa..
Po uspokojeniu się, zapytał.
- Ela moge coś zrobić ?
- yy... jasne. - gdybym wiedziała co to bym się w życiu nie zgodziła.
Bartek nachylił się powoli i musnął moje usta. Najpierw delikatnie jakby czekając czy mu nic nie zrobie a gdy ja nic nie zrobiłam zaczął całować mnie bardziej nachalnie.Nie wiem co mnie podkusiło, jakieś diabli, ale odwzajemniłam pocałunek. Całowaliśmy się dość długą chwilę. Po oderwaniu się od siebie, Bartek rzekł:
- Przepraszam.
- Nie masz za co.- nie wiedziałam gdzie podziać wzrok.
- Ela, kurcze nie umiem ci tego tak ot powiedzieć ale ja się w tobie zakochałem. Wiem, że to glupie, no bo jak po tym wszystkim ty mogłabyś odwzajemnić moje uczucia ? Jestem idiota.-wstał i skierował się w stronę sali.
 I co ja mam zrobić ? Najgorsze jest to że ja Bartka nie kocham ! Lubie go, okej. Ale nie kocham. Przeciez nie mogę mu robić nadziei na cos wiecej skoro ja nie kocham go. Tylko jak mu to powiedzieć żeby go nie urazić ? Aaaaa!! Ratunku ! 
Po chwili zebralam się w sobie i wrocilam na sale.Bartek siedział z jakąś dziewczyna przy stole. Usmiechnelam sie do nich i usiadlam na swoim miejscu. Powiem mu to po weselu, nie będę mu teraz gorzej psuć humoru. 
 Wesele toczyło się dalej. My z Bartkiem staralismy się zachowywać jak przedtem. O 4 zebralismy się do domu. Tam przebralismy się tylko w pizamy i poszlismy spać.
 Obudzilam się o 13. Zaspana zeszlam do kuchni, gdzie pani Kadzi robiła kawę.
- Czy ja tez mogę poprosić ? - usmiechnelam sie do niej.
- Oczywiście. Jak ? Zmęczona ?
- Nie. To było naprawdę świetne wesele. Dawno się tak nie wybawilam. 
- To prawda, postarali się. Ciekawe kiedy ja swojemu Bartkowi będę szykować wesele ? - zamyslila się.
- Napewno Bartek znajdzie sobie dziewczynę godna jego wielkiego serducha. Stworzą cudna rodzinke z gromadka dzieci. Zobaczy pani. 
- Obys miała racje. 
- Mam. Jeszcze będziemy tańczyć na jego weselu..jeśli mnie zaprosił. - zasmialam się.
- Na bank cie zaprosze.- uslyszalam zza pleców.- Dzień dobry.
- Część.- usmiechnelam się do niego.
- Mamus czy my musimy jechać na poprawiony ? 
- Nie.
- Oprowadzilbym Ele po Wałbrzychu albo byśmy poleniuchowali przed telewizorem.
I takim to sposobem o 15 spacerowalismy po rynku i okolicznych miejscach. 
- Usiadziemy ?- zaproponowalam  gdy spostrzeglam wolna ławkę w parku.
- Tak.
Usiedlismy i zapadła cisza.
- Bartek to co się wczoraj wydarzyło ..
- Nic nie mów, wyglupilem się tylko.
- Daj mi skończyć, proszę. 
- Okej,przepraszam.
- Nie wyglupiles się i ja nie mam zamiaru cie za to ganic czy cokolwiek. Ale musze ci powiedzieć że choć bardzo bym chciała ale nie mogę odwzajemnić twoich uczuć. Jestes naprawde swietnym chlopakiem, z wielkim sercem. I wiem tez pomimo to ze mi dogryzales to tak naprade nie jesteś aż taka cholera za jaka cie bralam na poczatku. I tez dlatego nie chce ci dawać nadziei bo to byłoby z mojej strony dość samolubne. Wiec Bartek proszę cie- polozylam rękę na jego dloniach- postaraj się pokochać jakąś inna kobietę, wiedz że zawsze cie będę wspierać i zawsze ci pomoge ale nie będziemy razem. Przepraszam.
Nic nie odpowiedział tylko mnie przytulil.
- To powiesz mi kogo darzysz miłością ? Znam go ? 
Powiedzieć mu czy nie ? Śmiał się chyba nie będzie !

~*~
Jestem ! Jak mnie tu dawno nie było ! 
Ale to przez brak weny :( Ten rozdział pisalam dobre 2 tygodnie. I muszę wam powiedzieć ze nie jestem z niego zadowolona. Wybaczcie ! 

Ogladaliscie mecz piłki ręcznej Polska-Czechy ? 
Jakie wasze odczucia po tym spotkaniu ? 
Moje to tylko takie, ze nie jestem zadowolona z polskiego MVP, jak dla mnie powinien być to albo Krajewski albo Bielecki. No ale to tylko moje zdanie XD

Pozdrawiam XD
Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku ! 
Do następnego ;)

wtorek, 17 listopada 2015

#9-"Nie żyw już urazy próbowaliśmy tyle razy. A teraz to przeszłość chyba coś nam uciekło."

- Ciekawe co królewna robi ? Wiecie wcale za nią nie tęsknie ! - mówił ze śmiechem kolejny.
Gdy wpadł do siłowni odjęło mu mowe. No któż inny mógł to mówić jak nie Bartek.
- Ela? - powtórzył jeszcze raz Bartman.
- Ano Ela Ela. - krzyknął uśmiechnięty Igła - Wróciła do Polski i do pracy.
- Do pracy ?- spytał czerwony ze złości Kurek.
- No tak. Będzie dalej z nami pracować. Będzie leczyć nasze dusze. - objął mnie w pasie Winiar.
- No panowie do pracy migiem !- krzyknął Antiga.
Bartek wkurzony na maksa poszedł na bieżnię i zaczął biegać. Reszta także porozchodziła się do różnych przyrządów. Ja sobie usiadłam obok Oskara.
- Nie martw się, on się tylko tak zgrywa. Uwierz mi.- uśmiechnął się.
- Nie wiem. Zaczynam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam wracając tu.
- Bardzo dobrze. Bartek czasami rzeczywiście zachowuje się jakby wszystkie rozumy pozjadał ale bywa,rzadko, ale bywa też naprawdę fajnym facetem.
- Dzięki Oskar.- uśmiechnęłam się.
- Nie masz za co dziękować, wiesz jak coś to wal do mnie śmiało.
Siedzieliśmy tak cały trening i sobie gadaliśmy. Po treningu szybko skoczyłam do pokoju, przebrałam się i poszłam na kolację. Na kolacje jajeczniczka. Fantastycznie.Wzięłam swoją porcję i przysiadłam się do stołu Igły, Winiara, Kubiaka i Zibiego. Panowie pomyśleli o wszystkim i zajęli mi miejsce pomiędzy Igłą a Kubim.
- Smacznego. - uśmiechnęłam się do nich.
- Dzięki. Wzajemnie. - odpowiedzieli i zaczęliśmy jeść.
Kolacja minęła nam w milczeniu. Jakby ktoś nie wiedział co się stało i wszedłby teraz do stołówki pomyślałby, że ktoś umarł. Wszyscy mieli tak ponure miny. Po kolacji podziękowałam i wróciłam do pokoju. Tam się umyłam założyłam piżamkę. W pokoju założyłam szlafrok i z książką wyszłam na balkon. Wieczór był cieplutki. Książka fantasy, II tom Kronik Ferrinu "Powrót do Ferrinu" autorstwa Katarzyny Michalak. Czytałam ją kilka minut gdy przerwało mi pukanie do drzwi.
- Kogo tam licho niesie ? - spytałam się, podnosząc tyłek z krzesełka.
Otworzyłam drzwi i po zobaczeniu kto za nimi stoi z powrotem je zamkłam. Nie będe z nim gadać. Wypiął sie na mnie jak większość. Więc nich i on pocierpi. Jak on w ogóle mogł tak postąpić ? Znamy się najdłużej! Po tym wszystkim co przeszliśmy, po tych pocałunkach, no jak ? Załamana rzuciłam się na łóżko i nakryłam się poduszką na głowę. Bartman nie odpuszczał i dalej pukał w drzwi.
- Odejdź ! Nie chcę gadać z Tobą i z nikim innym! -krzyknęłam.
- Elka otwórz ! Pogadajmy, proszę !
- Nie ! Idź stąd !
 Chyba zrezygnowany odszedł. A ja nie wiadomo kiedy usnęłam.

15 sierpnia 2014r- Spała.
Minął miesiąc od Ligi Światowej, która zakończyła się dla nas...źle. No ale trudno, trzeba ćwiczyć dalej, nie załamywać się. Mamy jeszcze Memoriał Wagnera i co najważniejsze Mistrzostwa Świata. Z chłopakami nadal się nie odzywam. Zibi próbował sie pogodzić ale nici z tego. Antiga, Oskar, Igła i Kubiak próbowali mnie przekonać abym im wybaczyła, ale ja nie potrafię. Ostatnimi czasy chodziło mi po głowie aby wybaczyć chłopakom poza Kurkiem, bałwanem i Bartmanem, przyjacielem, który mnie tak cholernie zranił !
Cały dzień, pomiędzy posiłkami i treningami, spędziłam na spacerowaniu po Spale ! Wieczorem, po kolacji i po kąpieli, siedziałam w pokoju i przeglądałam różne strony internetowe gdy usłyszałam, dochodzącą mnie melodie zza okna. Zaciekawiona wyszłam na balkon. Ujrzałam stojącą pod moim balkonem grupę facetów z bukietem róż każdy. Po chwili zaczęli śpiewać piosenkę - "Apologize" Timbaland. Po zakończeniu piosenki, Bartman wystąpił przed szereg.
- Ela, wybacz nam. Wiemy jesteśmy skończonymi idiotami - Kurek burknął coś pod nosem, przez co został spiorunowany wzrokiem przez Możdżonka - Zachowaliśmy się jak dzieci. Prosimy Ela wybacz nam ! - spojrzał na mnie błagalnie.
 Ja po wysłuchaniu jego słów, cofnęłam sie do pokoju i zamknęłam okno. Ubrałam szybko bluzę i wybiegłam z pokoju. Wybiegłam do nich. Ze spuszczonymi głowami,poza Kurkiem, mieli już opuszczać plac, gdy zobaczyli mnie ich oczy powiększyły się i zabłysły. Nie mówiąc nic podbiegłam do nich i zaczęłam ich przytulać. Gdy wyprzytulaliśmy się Buszek spytał:
- To znaczy, że nam wybaczasz ?
Pokiwałam głową na tak.

Dni mijały my zaczęliśmy odbudowywać to co się popsuło. I muszę przyznać, że całkiem nieźle nam szło. Memoriał skończyliśmy na drugim miejscu. Otrzymaliśmy także indywidualne wyróżnienia: Najlepszy zagrywający - Piotr Nowakowski i Najlepszy Libero- Krzysztof Ignaczak. Teraz zaczynamy ostre treningi do Mistrzostw.

27 sierpnia 2014r - Spała
 Za 3 dni zaczynam wielkie bój o tytuł Mistrza Świata. Idę akurat sobie w stronę ośrodka gdy podbiegła do mnie Hiacynta.
- Cześć Ela.
- Hej.
- Nie wiesz gdzie znajdę Zbyszka ?
- Nie. Widzę, że chyba wasze relacje się poprawiły po rozstaniu. - uśmiechnęłam się.
- Taak. Nawet wróciliśmy do siebie. A teraz przepraszam cie ale idę go szukać. - odeszła. A mnie na wieść o ich związku zalała fala gorąca. No Elka przecież nie jesteś zazdrosna. To twój przyjaciel. Ta tak sobie mów. Z mieszanymi uczuciami wróciłam do pokoju. Po chwili wpadł Kurek.
- Panie Boże co ja ci zrobiłam ? - spojrzałam w górę.
- Elka jesteś mi potrzebna.
- To już jest drwina Panie Boże.
- Kurwa Elka nie gadaj z Bogiem, sorry- spojrzał w górę - ale jesteś mi na maksa potrzebna.
- Poczekaj - wstałam i wyciągnęłam z torebki podręczny kalendarz - zapisze to w kalendarzu "Kurek prosi mnie o pomoc" - widziałam,że Bartek aż się gotował ze złości.
- Możesz mi chwile poświęcić ?
- Jasne, mów. - rozsiadłam sie wygodnie na łóżku.
- Mam wesele u mojego kuzyna. No i mam jeden problem.
- Jaki ?
- Potrzebuje partnerki.
- No przecież masz dziewczynę.
- W tym sęk, że nie mam. - spojrzałam na niego zdziwiona, ten podał mi telefon z sms-em, jak się okazało od niej.
Wiadomość od Aaaasia: "Bartek przykro mi, ale musimy sie rozstać. Ja potrzebuje faceta a nie kombajnu"
 Musiałam się powstrzymywać, co było trudno, od śmiechu.
- Przykro mi, ale co ja mam z tym wspólnego ?
- No bo...czy nie poszłabyś ze mną na to wesele ?
Aż się zapowietrzyłam.
- Ja ?- spojrzałam na niego jak na wariata.
- Nooo...jesteś jedyną kobietą, którą mógłbym wziąć na ten ślub. Proszę - spojrzał na mnie błagalnie.
- Kiedy ?
- W sobotę po MŚ.
- Okej, niech ci bedzie.
- Boże Ela dziękuje. - przytulił mnie i zwiał.
A ja z niedowierzaniem połozyłam się na łóżku. Długo nie leżałam bo teraz wparował mi Zbyszek.
- Ponoć idziesz z Kurasiem na wesele ?
Oho poczta działa.!
- Tak idę.
- Zgłupiałaś ! - krzyknął - Po tym wszystkim co ci zrobił.
- Warto zauważyć, że ty też byłeś w to zamieszany. A tak poza tym tak jak ty i reszta otrzymał drugą szansę, więc czemu miałam się nie zgodzić ?
 Nic nie powiedzial tylko wściekły wyszedł. Kurde, on jest gorszy niż baba. Ma takie wahania nastroju, że czasem to ciężko nad nim nadążyć.

21 września 2014r - Katowice - Spodek.
 Dziś walczymy o złoty krążek tego turnieju. Gramy z Brazylią. Wszyscy chodzą skupieni. Nie ma już śmiechów i żartów.
Mecz był zacięty. Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach. Po paru godzinach mecz zakończył się sukcesem naszej drużyny. Wygraliśmy 3:1. Radość była niesamowita. Po gali wręczenia nagród, wróciliśmy do hotelu, gdzie świętowaniu nie było końca.

22 września 2014r - Łódź
 Wreszcie wróciłam do domu. Nie żeby mi było źle z nimi ale chwila odpoczynku od nich też dobrze robi. Po południu wybrałam się na zakupy by kupić sukienkę na to wesele z Kurasiem. Chodziłam tam dwie godziny i w końcu znalazłam ją. Zakochała się w niej. Zmęczona wróciłam do domu. I do końca dnia się obijałam leżakując na kanapie przed telewizorem.

~*~
Kolejny.:D
Przed nami wesele. Jak się potoczy i czy coś się wydarzy pomiędzy Ela a Bartkiem zapraszam do czytania następnego rozdzialu już w sobotę xD

Liczę na komentarze :D
I dzięki za komentarze pod ostatnim :D

Pozdrawiam ;**

czwartek, 12 listopada 2015

#8-"Bywają takie dni, kiedy 'kurwa mać' to za mało!"

20 lipca 2014r - Londyn
 Płacz nie przyniósł ulgi. Po kilku tych samotnych dniach postanowiłam wyjść z pokoju, przecież nie mogę wiecznie siedzieć jak jakiś ufoludek.
- Matko Ela, myśleliśmy, że już nigdy stamtąd nie wyjdziesz ! Siedziałaś tam tydzień. - dopadł mnie ojciec.
- Wiem, przepraszam ! Już wracam do rzeczywistości. - uśmiechnęłam się na siłę.
- Dobrze już wszystko ?
- Nie. Nic nie jest dobrze, ale gdybym tam jeszcze dłużej posiedziała to bym chyba zwariowała.
- Przykro mi.- przytulił mnie - Ale mam nadzieje,że wszystko się ułoży.
- Oby.- szepnęłam
- Chodźmy na śniadanie. Babcia się ucieszy, że w końcu do nas wyszłaś.
Śniadanie minęło w dobrej atmosferze. Wszyscy starali się mnie jakoś pocieszyć ale nadaremne były ich wysiłki.
Po śniadaniu znów zaczęłam zajmować się swoimi obowiązkami, które miałam przed wyjazdem do Polski,czyli niczym. Snułam sie po pałacu albo po ogrodzie. Gdy chodziłam tak po ogrodzie dostałam tajemniczą wiadomość: "Jeśli jesteś w zamku, to wyjdź przed główną bramę. Tych dwóch tu stojących nie chcą mnie wpuścić ! :c " Zdziwiona treścią tego sms-a, ruszyłam do głównej bramy. Nie wiedziałam co powiedzieć, gdy spostrzegłam osoby stojące przy bramie i żywo gestykulujące, które kłóciły się z dwoma strażnikami.
- Panowie !- krzyknęłam. Strażnicy ukłonili się. - O co chodzi ?
- Pani, ci tutaj mówią, że cię znają i chcą się z tobą spotkać. - odrzekł jeden z nich.
- Dziękuje. Wpuśćcie ich. Znam ich.
- Tak jest. - zasalutowali i otworzyli bramę.
- Zapraszam za mną.- machnęłam ręką aby szli za mną. Z wystraszonymi twarzami szli za mną. Ja natomiast miałam mieszane uczucia, nie wiedziałam po co oni tu w ogóle się pojawili. Zaprowadziłam ich do swojej komnaty, całe szczęście nie spotkaliśmy nikogo po drodze.
- Rozgośćcie się. Chcecie czegoś do picia ?
- Nie dzięki.- odpowiedzieli zgodnie.
- To powiedzcie mi po co się tu zjawiliście ? Bo nie ukrywam, że nawet się nie łudziłam tym że się tu pojawicie !
- Ela...my po prostu...- jąkał się jeden.
- No chcemy...
- Kurde chłopaki ogarnijcie się ! - krzyknął trzeci - Ela przyjechaliśmy Cię przeprosić za nasze zachowanie. Wiemy, że postąpiliśmy chamsko, odwracając się od ciebie, ale musisz zrozumieć też nas. Byliśmy zaskoczeni tym, że mamy do czynienia z królewskim dzieckiem. Chcieliśmy cie prosić o wybaczenie i o to, żebyś z nami wróciła do Spały i do pracy. A przede wszystkim do nas.
- Wiecie co jest najgorsze w tym waszym tłumaczeniu ?-pokręcili głowami- To, że jak powiedziałam Kindze, mojej sąsiadce, to ta nawet się nie zająknęła. Przyjęła to od tak, jakby to że poznaje księżniczke było u niej na porządku dziennym. A wy...Wy wypieliście na mnie dupe! Nawet nie wiecie jak mnie to uraziło. Teraz prosze was, abyście opuścili zamek chce zostać sama.
Trzej panowie wstali i skierowali sie w strone drzwi.
- Aa! Powiedzcie Hiacyncie, że jak chce to może sobie Zbyszka pocieszać, bo ja go nie mam zamiaru przepraszać.
Pokiwali twierdząco głową i wyszli. Słyszałam tylko ich szepty: " Jak stąd wyjść?" " Myślicie, że nam wybaczy ?"  Zrezygnowana zadzwoniłam po jednego ze służących aby odprowadził gości do bramy.
Ja znów opadłam na łóżko i znów popłynęły mi łzy. Co ja mam zrobić ? Wybaczyć im ? Przecież zrobili mi świństwo !
- Ale przyjechali i przeprosili za swoje zachowanie.- odezwał się ktoś. Zaskoczona odwróciłam głowe. No tak wszechobecna babcia.
- Ale ja chce im to wybaczyć ale to za bardzo boli.
- Kochanie - usiadła koło mnie- w naszym życiu nic nie jest łatwe. Nie musisz wybaczać im wszystkim jeśli nie chcesz. Możesz wybaczyć tym trzem co tu byli. Oni naprawde zrozumieli swój błąd i żałują tego. Reszte możesz karać swoim milczeniem. Jeśli i oni cie przeprosza możesz im wybaczyć. Wiem, że to będzie trudne ale musisz się nauczyć tego, że wszyscy będą reagować na takie informacje dość normalnie. Jedni zareaguje normalnie a drudzy w taki sposób jak ci co tu byli.
- Dziękuje babciu. - przytuliłam ją.- A teraz cie przepraszam, ale mam coś do załatwienia.
- Fred prowadzi ich okrężną drogą do wyjścia. Więc jak sie pospieszysz to znjadziesz ich obok tronowej.
Pokręciłam tylko z niedowierzaniem głowa i ruszyłam pędem we wskazane miejsce. I znalazłam ich.
- Stać! - krzyknęłam - Fred możesz odejść ja już ich odprowadzę. Dziękuje.
- Ela? - nie wiedział co powiedzieć.
- Wybaczam wam to wszystko, ale tylko waszej trójce. Wy mieliście odwage i pofatygowaliście się aż tyle kilometrów aby mnie przeprosić a reszta..niech robi co chce. Ja sie do nich nie odezwe.
- Ela - rozkleili się i przytulili mnie - Dziękujemy.
- To co, Kubiaku, Igło i Winiarze, gdzie będziecie nocować ? I kiedy wracać do Polski ? Bo macie chyba jeszcze lige do wygrania!
- Lot mamy jutro o 15. Mieliśmy właśnie iść szukać jakiegoś hotelu a lige to musiMY wygrać.- powiedział Winiar.
- Przenocujecie tutaj zaraz karze wam przygotować pokoje, lige wygracie, bo ja już z wami nie pracuje.
- Co za problem,żebyś wróciła ?-zapytał Igła.
- No jak ty sobie to wyobrażasz ? Gadam tylko z wami i ze sztabem a co z reszta ?
- Robiłabyś co swoje. Pozostałym w milczeniu a odpowiadałabyś im tylko na pytania związane z twoimi zawodowymi obowiązkami i tyle !- wzruszył ramionami. No tak Igła optymista !
- Nie wiem zastanowie się.
Ruszyliśmy w stronę sypialń przygotowanych dla siatkarzy.
- To rozgośćcie się i ja godzinkę obiad. Z Królową.- uśmiechnęłam się do nich a im zrzedły miny. -Dacie rade. Babcia nie jest straszna.
Za równą godzinę wraz z siatkarzami wkroczyłam do jadalani, gdzie siedziała już cała rodzina.
-Babciu -dygnęłam- Przedstawiam ci moich trzech przyjaciół z Polski, siatkarzy i miejmy nadzieje, nie długo mistrzów świata: Michał Kubiak, Krzysztof Ignaczak i Michał Winiarski.
- Wasza Wysokość- rzekli jednocześnie po angielsku i skłonili się. Odjęło mi mowę, oni umieją się tak kłaniać.
- Witajcie panowie. Miło mi poznać przyjaciół mojej najukochańszej wnuczki. - uśmiechnęła się.
- Dla nas toż to zaszczyt. Poznać Waszą Wysokość i jej rodzinę - odrzekł Igła. Ten to się już tu poczuł jak u siebie.
- Siadajcie i zajadajcie.
 Zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść obiad. Po obiedzie zabrałam panów na spacer po ogrodzie.
- To jak Ela wrócisz z nami ? Wiesz, że Stefan jest gotów cie przyjąć znów do pracy !- powiedział Kubi.
- Jak to ?
- Normalnie. - wzruszył ramionami Igła.
- Aha. - przytaknęłam.
- Wiesz my musimy jutro wrócić. Za tydzień kończy sie Liga. Dostaliśmy dwa dni wolnego. Więc szybka decyzja: jedziesz, nie jedziesz ?
- Żeby to było tak proste. - usiadłam na ławce i zakryłam twarz dłońmi.
- Bo jest. Tylko musisz wiedzieć czego tak naprawdę chcesz. Czy chcesz siedzieć tu z nosem w papierkach i latać w tych wszystkich garsonkach brr...- zmarszczył się Winiar - czy chcesz przeżyć przygodę życia z nami u boku ? Wiesz, że u nas śmigasz w dresach albo szortach i koszulkach.
- Te twoje argumenty są powalające. - uśmiechnęłam się do niego - Ale okej, wybieram. Chyba pójdę w te dresy i szorty. Wracam z wami.
- Hurra...nasza dziewczynka. - zaczęli mnie ściskać. - To co idziemy się pakować i trzeba ci zabukować bilet.- powiedział Kubi.
- Nie trzeba. polecimy naszym śmigłowcem.- uśmiechnęłam się.
A ci zaczęli sie cieszyć jak małe dzieci.
 Po poinformowaniu rodziny, że wracam do Polski, poszłam się spakować.

21 lipca 2014r- Łódź/Spała
 Śmigłowiec wylądował na lotnisku o godzinie 15:54. Później zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy do Spały.
- Dzień dobry. - przywitał się z recepcjonistką Kubiak - Poprosimy klucze do naszych pokoi. A i ta pani także jest tu zameldowana.
- Dzień dobry. Tak tak wiem, pan Stefan mnie poinformował.- zerknęła do komputera, później wstała i podeszła do gablotki z kluczami. - Proszę panowie mają dawne pokoje a pani dostaje 112.
- Czyli też się nie zmienił. - uśmiechnęłam się do niej. - Dziękuje. - odebrałam klucz i poszłam do pokoju.
 Nie zdążyłam jeszcze dobrze zamknąć drzwi gdy ktoś wparował do niego.
- Ela o 19 kolacja a o 17 siłka. - wpadł i wypadł Igła.
- Ychy - mruknęłam pod nosem.
 Po rozpakowaniu rzeczy, ubrałam się w dres i poszłam na siłownię, gdzie mieli trening siatkarze. Na korytarzu było słychać dochodzące z szatni śmiechy i rozmowy. Weszłam na siłownie, gdzie zastałam już sztab.
- O Ela, jak dobrze cie widzieć. Cieszę się, że wróciłaś !- uśmiechnał się i przytulił mnie Stefan.
- Ja też się cieszę.
- Wiem co sie stało i wcale się nie dziwię, że tak zareagowałaś. - powiedział Oskar. - Dobrze im tak. A tak między nami - odciągnął mnie w kat sali - Nawet nie wiesz jak ich wyrzuty sumienia zżerają. Oni się do tego nie przyznają ale ja już za długo z nimi pracuję. - uśmiechnęliśmy się do siebie. Wtem na sale weszli sportowcy. Stanęli jak wmurowani, spoglądając na mnie jak na jakąś zjawe.
- Ela ? - rzekł jeden z nich.


~*~
Witam Was :)
 Chciałabym was przeprosić za tak dłuuuugą nieobecność, no ale szkoła nie daję mi szans na to, żebym coś naskrobała tutaj. :D
Ale w końcu jest xD

Mam nadzieję, że Wam się spodoba :D
Do następnego xD
Buziaczki ;****

czwartek, 13 sierpnia 2015

#7-" Żeby być złośliwym, trzeba być inteligentnym."

6 maja 2014r- Spała
Wróciliśmy z Krzyśkiem do ośrodka i od samego wejścia wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli i szeptali coś między sobą.
- Krzysiu brudna jestem czy co ? - szepnęłam do siatkarza.
Ten spojrzał na mnie i odpowiedział, że nie. Weszliśmy na górę i tam doznałam szoku. Na drzwiach i na ścianie obok zostały porozwieszane moje zdjęcia ukazujące kim tak naprawdę jestem.
- Igłaaaa ! - wydarłam się na cały ośrodek. Ten jak poparzony wyleciał z pokoju.- Co to ma znaczyć ?- spytałam wściekła.
- Ela ja nie wiem, skąd ten ktoś się dowiedział. Ja na pewno nikomu nic nie mówiłem tak jak ty chciałaś. - po chwili zastanowienia spytałam.
- Korzystałeś z laptopa, i to z niego się dowiedziałeś kim jestem ?- ten przytaknął- A pożyczałeś go komuś ?
- Tak. Kuraś wpadł pożyczyć bo chciał coś zamówić a jego się popsuł czy coś.
No tak ten bałwan Bartek, że ja od razu na to nie wpadłam. Nabuzowana wparowałam do jego pokoju. Lecz jego tam nie było. Była tylko karteczka, że wszyscy są na stołówce. Jaki on jasnowidz, domyślił się pewnie, że będę jego podejrzewać i wpadne do niego z wizytą. Wyszłam na korytarz.
- Ignaczak! idziemy na stołówkę.
Ten jak wierny piesek pomaszerował za mną nic się nie odzywając. W pomieszczeniu zastaliśmy wszystkich wraz ze sztabem. Nim zdążyłam się odezwać swoją przemowę zaczął....Bartek.
- Witamy Waszą Wysokość.- ukłonił się- Moi mili-odwrócił się przodem do reszty- stoi przed wami księżniczka Elżbieta, wnuczka królowej Elżbiety II, córka księcia Karola i księżnej Diany a także siostra Wiliama i Harrego. I co teraz nam powiesz..księżniczko ?
Spojrzałam na niego  z mordem w oczach, jednakże mój wzrok po chwili olał Bartka i skierował się na smutnego albo złego Bartmana. Po otrząśnięciu się zaczęłam mówić.
- Słuchajcie! Wiem, że czujecie się oszukani, jedni mniej drudzy bardziej, i za to was bardzo przepraszam. Może to nie wystarczy ale mam nadzieję, że z czasem mi to wybaczycie.
- A powiesz nam czemu to zrobiłaś ?- odezwał się Winiar.
- Tak już. Zapewne każdy z was czytał w gazecie czy internecie o życiu i wpadkach rodziny królewskiej. Ja tolerowałam to do mojej matury. Te wszystkie hieny łażące za mną wszędzie, nie dające ani minuty spokoju, to było straszne. Lecz gdy przyszły wyniki maturalne zwołałam naradę rodzinną, na której obwieściłam, że chcę studiować w Polsce. Nie obyło się oczywiście bez różnych kazań ze strony ojca, macochy. Ale gdy podałam argumenty dlaczego to babcia,mająca ostateczne zdanie w tej rodzinie, zgodziła się na to.Dostałam się na studia do Łodzi, na psychologię. Babcia kupiła mi tu dom, choć ja się upierałam, że małe mieszkanko mi wystarczy. Gdy zaczęłam trzeci rok zaczęły się moje problemy z sercem. Cudem napisałam licencjat i go obroniłam. Później się pogorszyło i znów szpital. Tam powiedzieli, że potrzebny jest przeszczep a resztę to już znacie.
- No okej ale dlaczego nam o tym nie powiedziałaś ?-dopytywał Konar.
- Nie chciałam abyście przez pryzmat tego kim jestem traktowali mnie jak nie równą sobie, lepszą. A ja wcale lepsza od was nie jestem. Nie. Także mam rodzinę, mam ukończoną szkołę, maturę, teraz studiuje. Mam także pasję jak każdy z was. Kiedyś chcę poznać swoją prawdziwą miłość, wyjść za mąż, mieć dzieci i żyć szczęśliwie. A pieniądze i inne bogactwa mi tego nie zagwarantują. Chce żeby ktoś pokochał mnie taką jaką jestem bez tych wszystkich bogactw, stopnia społecznego.
Skończyłam i nastałała cisza.
- To ja idę się spakować i zejdę wam z oczu raz na zawsze.
Wyszłam ze stołówki i ze łzami w oczach poszłam do pokoju. Tam się spakowałam i odjechałam, przedtem zostawiając wymówienie w recepcji.
  W zasadzie nie wiedziałam gdzie mam jechać. Lecz po chwili ruszyłam w stronę Łodzi. Będąc już w domu wzięłam laptopa i kupiłam bilet do Londynu w jedną stronę, na najbliższy termin.Wylatuję jutro o 5:30 z Łodzi. Odstawiłam latop na stolik i poszłam się spakować. Zmęczona zasnęłam o 19.
7 maja 2014r- Łódź/Londyn
  Budzik zadzwonił o 3:40. Zaspana poszłam do łazienki się ogarnąć. Następnie zrobiłam sobie śniadanko. O 4:20 przyjechała taksówka, która zawiozła mnie na lotnisko.
  Lot minął mi bez żadnych niespodzianek. O 6:30 czasu lokalnego wylądowałam na lotnisku. Po odebraniu walizek, znów złapałam taxi, która zawiozła mnie do pałacu Backingham. Taksówkarz się na mnie dziwnie spojrzał jak mu powiedziałam dokąd jedziemy. Po 40 minutach stałam już przed bramą pałacu. Strażnicy bez problemu mnie wpuścili.Idąc pałacowymi korytarzami do swojego pokoju natknęłam się na Harrego.
- Ela !?- spytał niedowierzając .
- No ja. - przytuliłam go.
- Wróciłaś ?
- Jak na razie tak. Gdzie reszta ?
- Zbierają się na naradę rodziną w sprawie rozowdu ojca.- skrzywił się na samą myśl.
- W tronowej ?
- Tak.
- To chodźmy zrobimy im niespodziankę.
I wraz z bratem poszliśmy w kierunku sali.
- Witam wszystkich. Babciu- ukłoniłam się.
- Ela dziecko. -ucieszył się tata. I zaczęło się przytulanie, całowanie i wypytywanie za co przyleciałam.

  Tydzień w Londynie spędziłam głównie na obijaniu się. Odwiedziłam ciężarną bratową i brata, starych znajomych. Lecz pewnego dnia stało się coś czego się nie spodziewałam.

15 lipca 2014r- Londyn
  Właśnie oglądałam powtórkę meczu LŚ z udziałem Polaków, gdy na laptopie pojawiło się okienko z połączeniem na skypie. Zdziwiona spojrzałam kto dzwoni. Hiacynta ? Co ona chcę?! Odebrałam.
- Cześć pewnie mnie nie kojarzysz...- zaczęła.
- Hej, nie, spokojnie znam cie. Coś się stało, że do mnie dzwonisz ?
- Tak. Chodzi o Zibiego. Nie wiem co się stało i wiedzieć nie muszę, ale odkąd opuściłaś kadrę Bartman chodzi jak struty. Nie wiem czy to ty jesteś temu winna czy kto inny, ale wiedz, że nikomu nie pozwolę go skrzywdzić.
- No okej ale czemu dzwonisz z tym do mnie ?
- Bo wiem, że się przyjaźnicie i może ty byś coś pomogła, bo aż się serce kraje jak się na niego patrzy.
- Tylko, że mnie w Polsce nie ma.
- To co, ale są telefony jest internet. Błagam cię pomóż.
- Okej zobaczę co da się zrobić.
- Dzięki Ci wielkie. To ja już nie przeszkadzam pa.
- Cześć. - i się rozłączyła.
I co ja mam teraz począć ? Jak ja mam do niego zadzwonić ?W sumie minął tydzień może mu trochę przeszło. Zobaczyłam czy Zibi jest dostępny. Jest. Jedno połączenie. Odrzucone. Drugie, odrzucone. I tak pięć razy aż w końcu się poddałam.
  Z całej tej bezsilności pociekły mi łzy. Cały dzień nie wychodziłam z pokoju. Wszyscy się dobijali ale ja im nie otwierałam. Wieczorem przyszedł mi sms. Zibi. Z mocno bijącym serce otworzyłam wiadomość. "Nie dzwoń. Nie szukaj z nami kontaktu. Nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego. O moją mamę się nie martw coś jej wymyślę." Czytałam to kilkanaście razy, za każdym razem nie dowierzając w to co czytam. Oni mnie nie chcą znać ! Nawet Igła !

  Przepłakałam dwa dni. Nie chciała nic jeść, pić, z nikim rozmawiać. Po tych dwóch dniach dalej siedziałam sama w zamknięciu lecz nie miałam już czym płakać. Nie mogłam przyjąć do wiadomości tego, że oni mnie NIE CHCĄ.

~*~
Rozwiązała się zagadka pochodzenia Eli. :)
Jak myślicie co będzie z Elą i siatkarzami ?

Za trzy tygodnie szkoła ;)
Ja dopiero za półtora miesiąca do szkoły :)

U was też jest tak gorąco ? U mnie na termometrze, w cieniu, temperatura wynosi albo 39 albo już ponad 40°. Ugotować się można :'/

Pozdrawiam ;**
Cześć :)

piątek, 10 lipca 2015

#6- "Nie jestem obrażona. Ja tylko w spokoju przeżywam moją chwilę nienawiści do Ciebie."

Po zwiedzaniu zmęczeni usiedliśmy w kawiarence aby napić się kawy.
- To mówcie skąd się znacie ? - zaczął Drzyzga.
- Poznaliśmy się w szpitalu. - wyjaśnił Zbyszek.
- I ?- dociekał Igła.
Westchnęłam.
- Ja leżałam w szpitalu po przeszczepie serca - chłopaki spojrzeli na mnie z szokiem - No tak mam nowe serce od prawie roku. Pewnego dnia zawitał do mnie on - pokazałam palcem na Zbyszka.
- Ej wiesz,że palcem się nie pokazuje ?!- oburzył się.
- Dobra dobra...- zaczęłam i dalej opowiadać o tym jak się poznaliśmy.
- Ładna historia. Książkę by można było napisać. - zachwycił się Konarski.
- Taa...ale nie ma końca. Co napisać, że dalsze ich losy toczyły się na treningach w Spale i tworzyli parę przyjaciół ? - spojrzałam na niego z ukosa.
- No dobra, może jeszcze nie pisz tej książki, zobaczymy jak się potoczą wasze losy. I jak będziesz miała góra 60 lat to napiszesz ją w postaci takiego jakby pamiętnika. - uśmiechnął się dumny ze swojego pomysłu.
- Może. Zobaczymy. Ale jak się ją zdecyduje napisać i wydać to będzie ona z dedykacja dla ciebie. - posłałam mu całusa.
- Och...- zachwycił się- będę zaszczycony. - uśmiechnął się a reszta zaczęła się śmiać.
- Nie wiem kto to będzie czytał..- odezwał się ten jełop, Kurek.
- Weź Kuraś ustaw się prostopadle do ściany, weź szybki rozbieg i zdrzemnij się trochę bo dobranocka dopiero o 19.
- Twoje teksty są tak zjechane jak sandały Mojżesza ! - odwdzięczył mi się.
- Sorry, mówiłeś coś ? Bo przez chwilę miałam cię w dupie. - i tym tekstem go zgasiłam. Choć nie na długo.
 Po powrocie do ośrodka do mojego pokoju wpadł Bartman.
- Czego twoja dusza pragnie ? - spojrzałam na niego, odrywając wzrok od laptopa.
- Mam pomysł jak utrzeć nosa Kurasiowi !
Aż się podniosłam i kazałam mu usiąść obok.
- Mów. - Bartman powiedział mi jaki ma plan. I muszę przyznać, że całkiem niezły. Postanowiłam ten dowcip zrobić dopiero jutro.
 Czas do kolacji spędziliśmy rozmawiając sobie. Na kolacji byli już wszyscy zawodnicy. Poznałam wszystkich zawodników jak i cały sztab.
6 maja 2014r-Spała
 Rano wstałam i przed śniadaniem skoczyłam jeszcze do pobliskiego sklepu i kupiłam pudełko lodów śmietankowych i smalec.Wszystko zaniosłam do pokoju i wsadziłam do lodówki a sama zeszłam na stołówkę.
- Cześć panowie. - przywitałam się i przysiadłam się do stolika Zbyszka, Miśka, Pita i Konara.
- Co jemy ?
- Kakao, mleko, płatki, kanapki z dżemem lub szynką, herbata, pomidor, ogórek. - objaśnił mi Pit.
- Dzięki. - ja wybrałam zestaw kakao i kanapki z dżemem.
Jedząc śmialiśmy się z opowiadań chłopaków, co się działo wcześniej na zgrupowaniach. Po śniadaniu razem ze Zbyszkiem opróżniliśmy pudełko lodów. Część przekładając do miseczki i chowając znów do lodówki. Później do pustego pudełka przełożyliśmy smalec.
- To teraz jak mu to dać ? - zastanawiał się Zibi.
- Ja mu zaniosę. - wstałam i wzięłam pudełko.
- Serio ? - zdziwił się.
- Tak.
I z pudełkiem "lodów" pomaszerowałam do pokoju Kurka i Nowakowskiego. Zapukałam i nie czekając na zaproszenie weszłam.
- Cześć.
- Co chciałaś ?
- Sam jesteś ? Gdzie Pit ?
- Wyszedł i poszedł a co ?
- Nie nic. Mam dla ciebie lody.
- Dla mnie ? - zdziwił się.
- No tak. Kupiłam dwa pudełka a że mnie już jest nie dobrze po jednym to przyniosłam tobie.
- Czemu akurat mnie ? Nie mogłaś iść do kogo innego ?
- Do ciebie miałam najbliżej . To jak bierzesz ? Śmietankowe.
- Jasne że biorę. Oddam ci kasę, poczekaj.
- Nie nie trzeba. Serio. Smacznego. - uśmiechnęłam się i czym prędzej opuściłam pokój siatkarza.
Niczym tornado wpadłam do pokoju Zbyszka i Kubiaka.
- I jak wziął ? -pokiwałam twierdząco głową.
- Co kto wziął ? - spytał Kubi. Opowiedzieliśmy mu o kawale jaki wywinęliśmy Kurasiowi.- Wy to jednak stuknięci jesteście.- powiedział ze śmiechem.
Po kilku minutach rozległ się krzyk na korytarzu.
-ELKAAAAA!!!!!
Oho, Kuraś skosztował lodów. Z powagą na twarzy wyszłam na korytarz a za mną dwójka siatkarzy.
- Czego się drzesz ?
- Drze to się stare prześcieradło.
- To czego krzyczysz ?
- Normalna jesteś ?
- Wydaje mi się że tak.
- To proszę zjedz łyżeczkę tych lodów. - podsunął mi pod nos pudełko lodów.
- Sorry Bartek ale tak jak ci już mówiłam jest mi nie dobrze od nich.
- Wyobraź sobie, że to nie lody a smalec.
- Naprawdę ?
- Weź nie udawaj, że nie wiedziałaś.- gdyby to był jakiś film animowany to Bartkowa twarz byłaby cała czerwona i z uszu buchała mu para. Jedyne co zdołał wydusić to:
- Żmija.
- Padalec.- z uśmiechem na ustach wróciłam do pokoju atakującego i przyjmującego.
O 11 zeszliśmy na trening siłowy. Siłownia to coś co kocham. Przed chorobą byłam częstym bywalcem na jednej z łódzkich siłowni. Później to musiałam niestety odpuścić.
- Trenerze czy ja mogłabym z nimi poćwiczyć ?
- Ela no nie wiem...twoje serce .
- Ale naprawdę nic mi nie będzie, tylko trochę sobie potruchtam na bieżni.
- Okej ale jakby się coś działo tu mów. - pogroził mi palcem, niczym ojciec.
- Tak jest.- uśmiechnęłam się i podziękowałam.
Podeszłam do bieżni ustawiłam ją odpowiednio i ze słuchawkami na uszach zaczęłam biegać.
 Po treningu idąc do ośrodka powstał mi w głowie tekst na melodie piosenki Bajmu "Biała armia".
- Ej Kurek !- krzyknęłam.
- Czego ? - warknął.
- Mam dla ciebie piosenkę, chcesz posłuchać ? - spytałam, gdy podeszłam do niego.
- No dawaj.- zaciekawieni siatkarze przybliżyli się do nas.
- Słuchaj - i zaczęłam śpiewać - "Jesteś cwelem, białym śmierdzielem. Nosisz spodnie, więc je pierz."- zawyłam i ze śmiechem ruszyłam biegiem do pokoju. Chłopaki zaczęli bić mi brawo i się śmiać.
- Zabije, no zabije. - krzyczał Bartek biegnąc za mną.
Z dzikim śmiechem wpadłam do pokoju i zamknęłam je za sobą. Osunęłam się po drzwiach i dalej się trzęsłam ze śmiechu.
- Elka cholero otwieraj. - walił do drzwi Bartek.
Nie mogłam mu odpowiedzieć bo się śmiałam. Po kilku minutach stania i krzyczenia zrezygnował i wrócił do swojego pokoju. 
 Po opanowaniu się zabrałam czyste ubranie i poszłam wziąć kąpiel. Na 14 zeszłam na obiad. Ciekawe jaki odwet przygotował dla mnie Siurak.
- Ela słońce ! - zawył ktoś na całą stołówkę. Odwróciłam głowe i zobaczyłam Kurka. 
- Czego ośle ? 
- Piosenke ci napisałem. - stanął pośrodku sali i zaczął-"Szła Elżbieta przez las, pogryzły ją żmije. Żmije pozdychały a Elżbieta żyje. Oj dana oj dana.." - ukłonił się a cała stołówka zaczęła bić mu brawo. Nie powiem,nawet i mi się buzia uśmiechała. 
 Obiad jedliśmy i śmialiśmy się z piosenki Kurka. 
 Po obiedzie mieliśmy wolne do 18. Wyszłam przed ośrodek aby złapać trochę słoneczka. Postanowiłam, że pójdę na tył ośrodka bo tam mnie nikt nie będzie widział. Jednakże stanęła dęba gdy zobaczyłam siedzącą na jednej z ławek parę. Po bliższym przyjżeniu się poznałam ich to Zibi i ta jego dziewczyna. Jak jej tam było ? A, Hiacynta. Nie chcąc im przeszkadzać, bo o czymś mocno dyskutowali wycofałam się i wróciłam na przód SMS-u. 
 Opalając się usłyszałam krzyki.
- Ale Hiacynta no ! - nasz Zibi wołał ukochaną.- Czekaj ! Daj sobie to wyjaśnić.!
- Ale co ty chcesz mi wyjaśniać, co ?! - odezwała się obrotowa- To że byłeś ze mną aby wywołać zazdrość w tamtej drugiej ?! - Zbyszek się nie odezwał, bo dziewczyna z trzaśnięciem drzwiami weszła do ośrodka. 
 Odwróciłam delikatnie głowę aby zobaczyć co ze Zbyszkiem. Z ręcami w kieszeniach poszedł gdzieś przed siebie. Ciekawe o jaką dziewczynę się pokłócili ? I co ten Zbyszek ma zamiar z tym zrobić ? Moje rozmyślania i opalanie przerwał ktoś kto przerzucił mnie sobie przez ramie i niósł gdzieś.
- Igła! Co ty robisz ? 
- Niosę cię.- odparł jak gdyby nigdy nic.
- No co ty ? Nie domyśliłam się. Ale po co ? 
- Chcę z tobą pogadać o tym kim jesteś !- zamurowało mnie. 
- Okej, ale odstaw mnie na ziemie. - spełnił moją prośbę.
Wraz z libero poszliśmy do parku i tam usiedliśmy na jednej z ławek.
- To mów czego się dowiedziałeś. - libero zaczął mi wszystko tłumaczyć. 
- I jak trafiłem ? To do niej jesteś podobna.
- Nie Krzysiu.
- Jak to ? 
- Ja nią jestem. - siatkarz zaśmiał się.
- Hahah dobry żart.
- Ale to nie żart. - i teraz ja zaczęłam mu tłumaczyć co i jak.
- O matko ! - złapał się za głowę- Ale czad. - zachwycił się.
- Ale proszę cię niech to zostanie między nami.
- Jak tak chcesz, to jasne. - przytuliłam go.
Pospacerowaliśmy jeszcze trochę i wróciliśmy do ośrodka. Tam czekała na mnie niespodzianka. Jeżeli w ogóle można to nazwać niespodzianką.

~*~
Dzisiaj taki krótki. :)
Dalej nie wyjaśniona sprawa pochodzenia Eli. :) Jaka niespodzianka na nią czeka ? 

Do następnego :*
Cześć. ! xD

sobota, 27 czerwca 2015

#5-"Koniec końców, po burzy zawsze wychodzi słońce."

24 kwietnia 2014r-Łódź
Od wypadku Zbyszka minęło pięć miesięcy. Jego stan zdrowia jest wręcz zadowalający. Lekarz tydzień temu powiedział, że może zaczynać powoli wracać do treningów i do siatkówki. Zbyszek usłyszawszy to normalnie chodził i się cieszył jak głupi do sera. Ja natomiast po nowym roku poleciałam na tydzień do Londynu. Tata jak zwykle miał pretensje o to, że nie było mnie na świętach, że wolę obcych ludzi niż rodzinę i dzięki Bogu odezwała się babcia bo byłam gotowa pójść wziąć walizki, bo nie zdążyłam ich jeszcze rozpakować,i wrócić do Polski. Jednakże babcia ma na ojca sposoby i jednym, mnie nie znanym, z nich doprowadziła go do porządku także cały mój pobytu odbył się już bez kłótni. Z moim serduchem też wszystko w porządku, przyjmuje leki, chodzę na kontrole. Postanowiłam wrócić na studia od października. Często odwiedzam Zbyszka i jego mamę. Pani Basia odkąd Zbyszek wyszedł ze szpitala, zaczęła się częściej uśmiechać lecz żałobę trzyma, smutek żal i tęsknota po mężu w sercu została. Zbyszek nie wrócił już do Włoch. Jego kontrakt za dwa tygodnie wygaśnie i zacznie się poszukiwanie nowego klubu. Ale z tego co słyszałam, chciałby wrócić do Polski, bo chce być bliżej matki. Martwi go tylko to czy zostanie powołany do kadry, no bo w końcu nowy trener i do tego jego wypadek, mogą mieć w tym ogromne znaczenie. To właśnie dziś trener Antiga ma podać skład kadry na ten sezon jakże ważny, gdyż są organizowane Mistrzostwa Świata w naszym kraju. Godzinę przed emisją programu Polska2014 pojechałam do domu Bartmanów.
-Dzień dobry pani Basiu.- uśmiechnęłam się gdy mi otworzyła drzwi.
-Dzień dobry. Wchodź.
Weszłam do środka. Zdjęłam buty, kurtkę i torebkę zawiesiłam na wieszaku.
- Idź do salonu. Zbyszek tam jest i niecierpliwi się. - zaśmiała się - Ja pójdę zrobić nam herbaty i pokroje ciasto.
- Ależ ja pani pomogę. A Zbyszek ze swoją niecierpliwością musi poczekać.
Poszłyśmy obie do kuchni.
- Ela, przepraszam za pytanie, ale z czego ty się tu utrzymujesz ? Masz jakąś pracę ?
- Przed chorobą pracowałam jako psycholog w szkole. Później, w czasie choroby, finansowo wspierała mnie rodzina. Ale teraz szukam jakiegoś ciekawego zajęcia.
- A może złożyła byś CV do PZPS-u ? Podobno szukają psychologa dla siatkarzy, w sumie im to by się przydał psychiatra, ale cóż zrobić ?
- Nie wiem czy bym się nadawała. -zawahałam się- W końcu ja mam tylko licencjat.
- Ale spróbować zawsze możesz. - uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.
- Dobrze napisze. A nóż mnie przyjmą. Ale- uniosłam palec w górę by zakomunikować, że to co teraz powiem jest ważne- wie o tym tylko pani. Dobrze ?
- Oczywiście. A teraz chodź do salonu.
Zabrałyśmy kubki z herbatą i ciasto i poszłyśmy do salonu.
- O Ela- uśmiechnął się na mój widok Zbyszek.- Fajnie że jednak przyszłaś.
- Cześć. Przyszłam cię potrzymać za rączkę. - zaśmiałam się a ten mnie zgromił wzrokiem.
Równo o 19 rozpoczął się program. Prowadzi Jerzy Mielewski. Gośćmi jego są:trener Antiga, bo jakże by inaczej, i drugi trener Filipe Blaine.
Zaczęli rozmowę od tego: dlaczego Stefan zdecydował się na karierę trenera? co będzie jego priorytetem w prowadzeniu drużyny ? itp. Wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany moment programu.
- Trenerze proszę o podanie nazwisk kadrowiczów na sezon 2014. - i Antiga zaczął. -Do kadry powołuje: Piotra Nowakowskiego,Michała Winiarskiego,Zbigniewa Bartmana,Pawła Zagumnego,Karola Kłosa,Andrzeja Wronę, Mariusza Wlazły, Krzysztofa Ignaczaka, Pawła Zatorskiego, Marcina Możdżonka,Fabiana Drzyzgę, Michała Kubiaka,Mateusza Mikę,Rafała Buszka, Bartosza Kurka,Grzegorza Boćka,Pawła Woickiego, Łukasza Żygadło,Dominika Witczaka, Dawida Konarskiego,Piotra Haina, Łukasza Wiśniewskiego,Łukasza Perłowskiego,Michała Ruciaka,Wojciecha Ferensa i Damiana Wojtaszka.
Zbyszek po usłyszeniu swojego nazwiska w trakcie zaczął płakać. Dosłownie. Płakał ze szczęścia, bo jak rozmawialiśmy ostatnio to mówił,że jest przygotowany na to,że mogą go nie powołać, a tu proszę.
- No widzisz- przytuliła pani Basia syna- warto było się tak denerwować ? - uśmiechnęła się.
- Wiesz mamo jaki to był dla mnie zawsze stres.- podszedł do mnie i także go przytuliłam. Odsunął się ode mnie i powiedział:
- Tobie dziękuje najbardziej.
- Ale za co mi ?
- Za to że byłaś tu ze mną, za to że byłaś ze mną w szpitalu, za to że pomagałaś mnie, mamie i dziadkom, choć wcale nie musiałaś. Dziękuje ci bardzo.- pocałował mnie w policzek. Ja otarłam mu łzy z policzków i uśmiechnęłam się.
Zapomniałam o jeszcze jednym. O naszych pocałunkach:ten u mnie w domu gdy go zaprosiłam jeszcze przed wypadkiem i ten po meczu. Po wyjściu Zibiego ze szpitala przedyskutowaliśmy to i stwierdziliśmy, że na razie zostaniemy parą przyjaciół. Jeśli coś będzie miało się wydarzyć między nami, to dajmy temu szansę, żeby w swoim czasie się pojawiło. I tak od tamtej pory się przyjaźnimy.
 Posiedziałam z nimi jeszcze chwile i pożegnałam się. Wróciłam do domu, wzięłam kąpiel i z kubkiem kakao usiadłam w fotelu z laptopem na kolanach. Chciałam sprawdzić czy ogłoszenie o pracę w PZPS-ie jest nadal aktualna. Jest. Szybko otworzyłam Worda i zaczęłam pisać swoje CV.
Po zakończeniu spojrzałam na zegarek. 22:37. Wysłać? Czy nie wysłać ? Późno już. W końcu zdecydowałam że wyśle.A co mi tam. Poszło, teraz tylko czekać co z tego wyniknie. Czas rekrutacji jest do środy. Czyli mam jeszcze 4 dni, nie licząc weekendu. 
28 kwietnia 2014r-Łódź
Obudziło mnie dzwonienie telefony. Spojrzałam na zegarek, godzina 8:45. Odrzuciłam kołdrę i podeszłam do telefonu.
- Halo ! - powiedziałam zaspana jeszcze. No bo kto może być wyspany o tej porze. ?
- Dzień dobry czy rozmawiam z panią Elżbietą Górką  ?
- Tak, to ja.
- Nazywam się Mirosław Przedpełski, jestem prezesem PZPS-u. Przeglądałem pani CV o pracę i muszę przyznać, że chętnie bym panią zaprosił na rozmowę kwalifikacyjną.
- Naprawdę ? - nie dowierzałam.
- Jak najbardziej. Pasuje pani jutro o 14, w Warszawie przy ul. Puławskiej 383* ?
- Tak oczywiście.
- W takim razie do zobaczenia.
- Do widzenia. - i się rozłączył . Ja dalej stałam i się patrzyłam na ten telefon, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę się zdarzyło. Jutro jadę na rozmowę kwalifikacyjną. O matko... i jak głupia zaczęłam skakać w miejscu ze szczęścia.
Pobiegłam do garderoby, wybrałam ubrania, umyłam się i umalowałam. Po śniadaniu zadzwoniłam do Zbyszka, czy nie ma ochoty wyjść na miasto, bo taka ładna pogoda. Ten od razu się zgodził. Tak więc za pół godziny spotykamy się w parku koło jego mieszkania.
 Na miejsce dotarłam po 15 minutach.
- Cześć Zbysiu. - pocałowałam go w policzek, zachodząc od tyłu.
- Nie nazywaj mnie tak, bo się obrażę.
- Oj dobra dobra.
- Hej, tak w ogóle. Co ty taka cała w skowronkach.?
- Nie powiem ci, bo nie chcę zapeszać.
- No powiedz. Mi nie powiesz ?
- Nie i nie rób tak min.Lepiej mi powiedz jak twoje zdrowie ? Co ci lekarz powiedział ?
- A ty skąd....aha, moja mama.
- Nie miej jej tego za złe. Po prostu się martwię o ciebie, czy to coś złego ?
- No okej. Przepraszam. A lekarz mówił to co ostatnio, że wszystko jest dobrze bla bla... - machał rękoma we wszystkie strony.
- Cieszę się. To co idziemy na jakiś spacerek, może kino ?
- Jasne. - uśmiechnął się.
Wstaliśmy i rozmawiając i śmiejąc się poszliśmy przed siebie.Po spacerze i po kinie Zbyszek odprowadził mnie do domu. Pytałam czy nie chcę wejść ale on powiedział, że jeszcze musi pomóc mamie. Tak więc pożegnaliśmy się. Była godzina 15:13. W domu przebrałam się w dres i spoczęłam na kanapie. Wzięłam laptopa i zadzwoniłam do młodszego z braci.
- Cześć braciszku co tam ?
- Hej a po staremu. Wszyscy zawsze coś robią, nawet nie ma jak zjeść wspólnie posiłku. No i do tego tata i macocha, kłócą się. Ona nie chcę się wyprowadzić, bo twierdzi, że nie ma gdzie i nie ma za co i prosi ojca,żeby dał jej trochę kasy a on się upiera, że nie da. I tak w koło macieju. Niech oni się już rozwiodą i będzie święty spokój.
- Nie myślałam, że jest aż tak źle.
- Dobra nie gadajmy o nich. - przewrócił oczami- lepiej powiedz co tam u ciebie i tego Zbyszka, tak ?
- Tak Zbyszka. U mnie dobrze. Ze zdrowiem także. Jutro mam rozmowę kwalifikacyjną aż się boję. A Zibi, z nim także wszystko dobrze. Lekarz mówi, że nie ma jakichkolwiek przeciwwskazań by nie mógł wrócić do sportu. W czwartek oglądaliśmy program w którym selekcjoner siatkarzy miał podać skład drużyny na ten rok. I udało się Zbyszek dostał.
- To bardzo się cieszę, że ci się tam układa. A nie myślisz czasem ,żeby tu wrócić ?
- Trudne pytanie. Wiesz czasem miałam takie myśli, żeby zostawić to wszystko i wrócić do Londynu do swoich obowiązków itp ale po jakimś czasie to mijało i znów chciałam tu zostać. Wiem jedno, że wrócę do Londynu, do swoich obowiązków ale jak na razie to Polska jest dla mnie ważniejsza.
- Chyba cię rozumiem. Czasem to ci zazdroszczę, że ty mogłaś wyjechać i oderwać się od tego wszystkiego.
- Mnie to czasami biorą wyrzuty sumienia, jak tak rozmawiam z tobą czy tamtym świrusem, że ja tak was tam zostawiłam a sama tu, żyje jak pączek w maśle.
- Ej nie przejmuj się nami, my damy sobie rade. A ty zajmij się tam tym Zbyszkiem.- poruszył charakterystycznie brwiami.
- Świnia!- zaśmiałam się.
- Dobra siostra musimy kończyć bo już się do mnie dobijają i coś chcą. Jutro się zgadamy, bo chcę się dowiedzieć jak ci poszło na tej rozmowie.
- Okej. Trzymaj się tam i nie daj sobie na głowę wejść. Cześć. - pomachałam mu do kamerki i się po chwili rozłączyłam.
Około godziny szóstej, nie wiem co mnie natchnęło, ale założyłam adidasy i poszłam pobiegać. Nawet nie pomyślałam, że to tyle frajdy może sprawić. Do domu wróciłam przed 20. Zmęczona całym dniem, po kąpieli, zasnęłam.
29 kwietnia 2014r- Łódź/Warszawa
Obudziłam się o 7. Szybko poszłam zrobić i zjeść jakieś śniadanko. Dziś postawiłam na naleśniki. Po śniadaniu poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy. Później poszłam do garderoby i wybrałam odpowiedni strój na ta rozmowę. Ubrana poszłam jeszcze do salonu zabrałam stamtąd torebkę do której wrzuciłam dokumenty od samochodu, portfel i telefon. Założyłam buty, zamknęłam dom i ruszyłam samochodem do stolicy. W Warszawie byłam o 12:25. Korzystając z wolnego czasu poszłam do kawiarni obok na kawę. Wyszłam z niej po 20minutach. 
 Weszłam do budynku, rozejrzałam się. Podeszłam do pani, która tu sprzątała.
- Przepraszam panią.
- Tak o co chodzi ?
- Dzień dobry, poszukuje pana prezesa Przedpełskiego ?
- Pójdzie pani prosto tym korytarzem i to będzie ostatni pokój po lewej.
- Dziękuje bardzo.
I zgodnie ze wskazówkami sprzątaczki ruszyłam do gabinetu pana prezesa. Podeszłam do drzwi. Chwila zawahania. Już miałam pukać,już rękę podnosiłam gdy drzwi się otworzyły i wyszedł Przedpełski.
- Czyżby pani Ela ?
- Tak to ja.
- Zapraszam panią do środka, proszę sobie usiąść. Napije się pani czegoś?
- Nie dziękuje, wolałabym od razu przejść do sedna dzisiejszego spotkania.
- Dobrze. Tak więc...- nasza rozmowa toczyła się godzinę. Prezes mówił czego by dotyczyła moja praca tam, czego on ode mnie wymaga, jakie jest wynagrodzenie i czy mi się to podoba ? Ja myślałam,że ta rozmowa będzie inaczej wyglądała a tu proszę, ja tu tak naprawdę przyjechałam omówić warunki umowy i ją podpisać.
- Cieszę się bardzo, że będzie pani dla nas pracować. 
- Ja także się ciesze. Dziękuje bardzo.
- Ja także dziękuje i do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - podaliśmy sobie dłonie i ja wyszłam. Uff...udało się mam prace z siatkarzami. Muszę podziękować pani Basi,że mnie namówiła do tego. Już w poniedziałek muszę się wstawić w Spale. Ale fajnie. 
Wracając do domu wstąpiłam jeszcze do sklepu i kupiłam butelkę wina dla pani Bartman. Po dojechaniu do Łodzi pojechałam prosto do domu Bartmanów.Drzwi otworzył mi Zibi.
- Cześć - ucałował mnie w policzek- wchodź.- wpuścił mnie do środka.
- Hej jest twoja mama ? 
- A już miałem nadzieję, że to do mnie przyszłaś nie do mojej mamy. Cóż nadzieja matką głupich.
- Oj z tobą też pogadam ale najpierw twoja mama, gdzie ? 
- W kuchni.- westchnął i przewrócił oczami. Z uśmiechem skierowałam się tam.
- Dzień dobry pani Basiu co słychać ? 
- O,cześć Ela a dziękuje dobrze a u ciebie jak tam ? Odzywali się już ?
- U mnie wręcz wspaniale. Właśnie wracam z Warszawy iii...- przeciągnęłam- mam to. Jestem psychologiem kadry.
- Jakiej kadry ? - wszedł do kuchni Zbyszek.
- Co kadry ?- udałyśmy głupie z panią Basia.
- No słyszałem jak mówiłaś że zostałaś psychologiem kadry ale jakiej ? 
- Zdawało ci się. - machnęłam ręką. Nie chciałam mu nic mówić, bo chciałam zrobić mu niespodziankę w Spale.
- Nie rób ze mnie idioty okej ? - spojrzał na mnie z byka.
- Ja ? ! W życiu.
- No to jaka kadra ? - czy on nigdy nie odpuszcza ? 
Westchnęłam.
- Piłkarzy.
- Serio ? -zdziwił się - a miałem nadzieję, że naszym, bo słyszałem że PZPS poszukuje psychologa dla nas i myślałem że może...-pomachał dłonią i nie skończył wypowiedzi.
- Przykro mi. Ale może wam się trafi jakiś fajny psycholog, kto wie może też kobieta. 
Postał chwile, pomyślał i nie mówiąc już nic wrócił do salonu.
- Ciesze się bardzo,że ci się udało. 
- Nawet pani nie wie jak ja się cieszę. Jak odebrałam wczoraj telefon to nie wierzyłam własnym uszom a po zakończeniu rozmowy zaczęłam skakać jak głupia ze szczęścia.
- Wiesz, jest w tym też druga dobra rzecz.
- Tak?,a jaka ? 
- To w zasadzie jest moja prośba...czy mogłabyś mieć tam Zbyszka na oku ? 
- Oczywiście pani Basiu. Będę tam o niego dbać. Niech pani będzie spokojna.
Chwila ciszy.
- A jak sobie pani tu sama poradzi ? 
- O mnie się nie martwcie. Dam sobie rade.
- Na pewno ? 
- Tak, na pewno. 
- Jak coś to wie pani że może do mnie dzwonić ? 
- Tak pamiętam. 
Wtem z salonu dobiegł nas głos Zbyszka.
- Długo mi oddasz tą Ele, też chce z nią pogadać ? - zaczęłyśmy się śmiać.
- Idź do niego.
Wstałam z krzesła i poszłam do Bartmana.
- Już się tak za mną stęskniłeś ? Ja nie wiem jak ty beze mnie wytrzymasz w Spale ?- zaśmiałam się i usiadłam na fotelu.
- Chciałem z tobą pogadać. 
- To mów o czym.
- Chodzi o..oo..
- No Zbyszek, walnij prosto z mostu.
- Chodzi o to,że się chyba zakochałem.
- I bałeś się mi o tym powiedzieć ? Wiesz przecież, że mi możesz mówić wszystko. - na twarzy miałam uśmiech,tylko że trochę wymuszony, bo tak naprawdę zakuło mnie coś w sercu. 
- No wiem, ale ja nigdy nikomu nie mówiłem o takich sprawach.
- To powiedz kim ona jest ?
- Ma na imię Hiacynta- musiałam przegryźć wargę, żeby się nie zaśmiać. Co za imię ? - Jest ode mnie 4 lata młodsza, brunetka,brązowe oczy, wysoka i sportsmenka. 
- A jaki sport uprawia ? 
- Jest szczypiornistką.
- Oo...to zapewne też dostała powołanie na kadrę i będzie w Spale.
- Tak będzie.- uśmiechnął się.
- A tak poza reprezentacją w jakim klubie gra ? 
- Gra w Vistali Gdynia.Pozycja:obrotowa.
- Gratuluje i co?, życzę szczęścia.
- Nie dziękuje,żeby nie zapeszać.
U Bartmanów posiedziałam jeszcze godzinkę i wróciłam do siebie.
4 maja 2014r- Łódź
Siedzę na łóżku i jestem załamana. Muszę się spakować, bo jutro już do Spały a ja nie wiem co do walizki wsadzić. Mam zdecydowanie za dużo ubrań. Siedzę i patrzę na te walające się po mojej sypialni ubrania. Niby wiem że muszę zabrać ze sobą większą część odzieży sportowej, w końcu nie jadę tam na wybieg mody tylko do pracy, ale wiem też że muszę wziąć jakieś bardziej normalne ciuchy np. sukienkę, spódnice, jakąś bluzkę na ramiączka nie polo itp. Po spędzeniu połowy dnia nad pakowaniem się w końcu się udało i dosunęłam walizkę na ostatni suwak. Rozejrzałam się jeszcze po domu czy wszystko co będzie mi tam potrzebne spakowałam,po kontroli stwierdziłam iż wszystko mam. Następnie zadzwoniłam do Zbyszka z życzeniami urodzinowymi i mówiąc mu przy okazji,że prezent dostanie niebawem.Czas do końca dnia przeznaczyłam na leniuchowanie. Wieczorem wzięłam długą kąpiel, nastawiłam budzik na 5:30 i poszłam spać.
5 maja 2014r- Łódź/Spała
Budzik zadzwonił a ja nie miałam ochoty wstawać. No ale w końcu się zmusiłam do tego i poszłam do kuchni zrobić sobie jakieś śniadanie i naszykować na drogę termos z kawą i kanapki. Po śniadaniu poszłam do łazienki się umyć,ubrać i uczesać i umalować. 
 Z domu wyszłam o 6:37. Zamknęłam drzwi, obeszłam go jeszcze dookoła czy wszystko pochowałam i sprawdziłam czy wszystkie okna pozamykałam. Po sprawdzeniu poszłam do sąsiadki aby zostawiać jej klucz, żeby opiekowała się moimi kwiatuszkami. Następnie wsiadłam do samochodu i ruszyłam do Spały.
Dojechałam po 2 godzinach jazdy. Zaparkowałam przed ośrodkiem. Wysiadłam i rozejrzałam się dokoła. Jak tu ładnie. Wyjęłam walizki z samochodu i wraz z nimi ruszyłam do środka. W recepcji zastałam starszego pana.
- Dzień dobry. Nazywam się Ela Górka i jestem psychologiem siatkarzy.
- Dzień dobry. Zaraz sprawdzę.- po chwili szukania w komputerze, mężczyzna znów na mnie spojrzał- Tak jest dla pani przydzielony pokój jednoosobowy. Drugie piętro, pokój 112. A tu jest kluczyk do niego.- podał mi klucz.
- Dziękuje bardzo.
Odeszłam od niego i ruszyłam w stronę wind. Wjechałam winda na odpowiednie piętro i znalazłam swój pokój. Ciekawe czy już jest ktoś ze sztabu albo z zawodników ? Pokój nawet nawet. Zaraz przy drzwiach jest łazienka, później jest centralna część pokoju. Jest łóżko,całkiem wygodne, szafa obok, szafeczka nocna z drugiej strony, mała komódka z telewizorem i okno. Jak dla mnie  to w zupełności wystarczy. Po rozejrzeniu się, zabrałam się za rozpakowanie walizek. Godzina czasu i wszystko gotowe. Usiadłam na łóżku i czekałam aż usłyszę na korytarzu jakiś głos,całe piętro jest siatkarzy. Po niespełna pół godzinie pojawiły się jakieś głośne rozmowy i śmiechy.
- Bartku gdzie masz swój pokój ?
- Igła powiedz, że nie masz swojej kamery ? - pytał ktoś błagalnie.
- O to mój...
- To mój..
I znów cisza. Ja sobie nadal siedziałam w pokoju. Po kilku minutach ktoś wyruszył na kontrole, ile osób już przybyło. Pukał do wszystkich drzwi. Przyszedł i do moich drzwi. Puk puk... Wstałam i poszłam otworzyć. Za drzwiami stał człowiek z kamerą i wielkim bananem na twarzy. 
- O przepraszam.-zlustrował mnie od góry do dołu -  A pani to ja nie znam ? -przechylił głowę na bok.
- Proszę wejść do środka. - wszedł a ja zamknęłam drzwi.- Nazywam się Ela Górka i jestem psychologiem siatkarzy.
- Naprawdę ? - zdziwił się.
- Tak naprawdę. 
- Przepraszam za to moje zdziwienie, ale to jest pierwszy raz chyba, przynajmniej odkąd ja gram w reprezentacji, żeby kobieta była z nami. 
- Nie szkodzi. 
- To co, witamy w drużynie. A tak w ogóle jestem Krzysiek Ignaczak, ale mówią na mnie Igła.
- Miło mi. 
Igła nadal stał i mi się przyglądał. 
- Ja cię chyba skądś kojarzę. Podobna jesteś strasznie do kogoś tylko do kogo ? - dalej się zastanawiał- Ale ja się dowiem i przyjdę sprawdzić czy to przypadkiem nie ty.
- Okej. Tylko jak się dowiesz to przyjdź najpierw do mnie.
- Tak oczywiście. A teraz przepraszam idę dalej zobaczyć kto się już pojawił.- i poszedł.
Czyżby się domyślał kim jestem ? Może dobrze by było jakbym im powiedziała już na wstępie ? Nie wiem co robić ? Poczekam i zobaczę co odkryje Igła. Przed 12 znów zawitał do mnie Igła.
- Przyszedłem poinformować, że za 10 minut obiad.
- O.. dziękuje bardzo. Tylko...- podrapałam się po głowie.
- Nie wiesz gdzie stołówka ? - zaśmiał się.
- No tak.
- To chodź, oboje pójdziemy. - wróciłam szybko do środka po kluczyk i telefon i razem poszliśmy na stołówkę.
Na stołówce zastaliśmy już większą część siatkarzy ale Zibiego jeszcze nie było.
- Ty Igła co to za dziewczyna ? - spytał Kurek.
- Panowie, to jest Ela nasza nowa pani psycholog.
- Cześć. - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
- Hahahaha- zaśmiał się Kurek - dobre sobie. A teraz Igła nie żartuj tylko mów prawdę !- już go nie lubię.
- Tylko, że ja nie żartuje. To jest pani psycholog.
- Cześć Marcin jestem. - podszedł i podał mi dłoń Możdżonek.
- Ela miło mi. - uśmiechnęłam się.
- To zapraszamy do nas. Zjemy razem obiad a potem cię oprowadzimy po Spale, o ty na to ? - spytał Hain.
- Dzięki. Z wielką chęcią.
Panie kelnerki podał obiad. Na pierwsze danie zupa krem z pomidorów a na drugie ziemniaczki i kotlet mielony z sałatką z kapusty czerwonej. Zaczęliśmy jeść gdy na stołówce rozległ się czyjś głos. Znany mi głos.
- Cześć chłopaki. Ale trafiłem akurat na obiad.
- Zibi chłopie jak dobrze cię widzieć. - poderwał się z miejsca Igła. Podszedł do niego i uściskał. Reszta zrobiła to samo.
- A ta pani to kto ?
- A to Zbysiu jest Ela, nasza nowa psycholog.
- Ooo...jaki zbieg okoliczności bo i piłkarze dostali panią psycholog o takim imieniu.
- Co ty ?! Nie widziałeś ich psychologa. Porażka jakaś. Jakiegoś starego dziadka dostali. - zaśmiał się Kłos.
- Naprawdę. - podszedł do mnie. - Dzień dobry. Zbyszek Bartman jestem.- ja dusiłam w sobie tylko śmiech. Wstałam i ja.
- Cześć. My się chyba już znamy. - zaśmiałam się na widok jego miny.
- Elka ty małpo - porwał mnie w swoje ramiona i zaczął się ze mną kręcić - przecież ty ... aaa...to to miała być ta niespodzianka.
- Tak i widocznie mi się udała.
- Udała i nie wiesz jak bardzo. Cieszę się, że tu jesteś. - pocałował mnie w policzek.
- To wy się znacie ? - spytał nie rozumiejący nic Igła.
- Tak. Przyjaźnimy się od dłuższego czasu.
- Aha. - tylko tyle powiedział.
Wróciliśmy do jedzenia obiadu. Zbyszek siedział obok mnie i się cieszył.Po posiłku poszedł odstawić walizkę do swojego pokoju i razem z chłopakami poszliśmy na podbój Spały. Wszystko było by fajnie gdyby nie ten palant Kurek. No co z niego za typ. Kłóci się ze mną o byle co.
- Boże czego ty się tak kręcisz ? Jak smród po gaciach. - łaził wszędzie, przepchał się między nami twierdząc, że chcę z którymś z chłopaków pogadać.
- Nie mów tyle bo ci się, żylaki na zębach porobią.
- Turlaj dropsa.
Chłopaki się z nas śmiali. Ja jednak nie chcąc sobie psuć pierwszego dnia tutaj zaczęłam go olewać.
Lecz nie myślałam, że to olewanie przerodzi się w wojnę.

~*~
Na początek wielkie PRZEPROSINY, za to że tak długo mnie nie było. Ale miałam sesje i musiałam nieźle przysiąść tyłek. Ale zaliczyłam i oficjalnie też mam już wakacje :D
Mam nadzieje,że jest tu jeszcze ktoś kto to będzie czytał i zaglądał :)

Pozdrawiam was bardzo gorąco :*
PS: Życzę wam udanych, niezapomnianych i bezpiecznych wakacji. :)

Do następnego :**

poniedziałek, 8 czerwca 2015

#4-"Nie pozwól, by troski z przeszłości lub obawa o przyszłość, zabrały Ci radość dnia dzisiejszego."

- O wróciłaś. Zbyszek ? Ze Zbyszkiem jest dobrze, godzinę temu przywieziono go na sale. Jednakże ta doba będzie decydująca.
- Bogu dzięki. - usiadłam obok pana Jerzego.
- Pozałatwiałaś wszystko ?
- Tak. Poroznosiłam ulotki o zbiórce krwi, zabrałam kilka rzeczy z domu, odwiedziłam panią Basie. Jest w totalnej rozsypce. Zarzuca sobie, że jest złą matką, bo nie jest teraz przy Zbyszku.
- Basia nie jest złą matką. Jest cudowną kobietą, żoną i matką. Ostatnio spotkało ją wiele nieszczęść ale ona jest silna i da radę. Zbyszek ma to po niej. Wiele osób mówi, że Zbyszek tą waleczność, siłę i upór ma po Leonie ale to nie prawda. To Basia nigdy się nie poddawała i nie poddaje. Zawsze dąży do wyznaczonego sobie celu, i choć wielu mówi "Baśka odpuść nie dasz rady", to ona robi im na przekór i osiąga to co chce.
- Ja także jej powiedziałam, że jest cudowną matką, że musi wykrzesać w sobie siłe aby móc być podporą dla Zbyszka.
- Wiesz, jak pojechałaś byłem w tej kapliczce tu za rogiem. Dziękowałem Bogu za to, że postawił Cię na drodze Zbyszka i naszej. Nie wiem czym sobie zasłużyliśmy na to ale cieszę się, że jesteś.
- Tak naprawdę to Zbyszek się pojawił na mojej drodze. Poznałam go w szpitalu w którym leżałam po przeszczepie serca...- i tak opowiedziałam panu Jerzemu całą historię o poznaniu Zbyszka.
- Ty się kochaniutka nie powinnaś denerwować i przemęczać. Powinnaś wrócić do domu i się przespać, odpocząć.
- O nie. Ja nigdzie nie idę. Zostaję tu przy Zbyszku razem albo i bez pana. Jeżeli jest pan zmęczony, wynajęłam pokój w hotelu tu obok szpitala, może iść się pan przespać.
- Nie dziękuje. Mam tu kolegę, przenocuje u niego.
Siedzieliśmy w milczeniu. Znów odezwał się dziadek.
- Wiesz dzwonił do mnie przyjaciel Zbyszka, chciał się dowiedzieć co z nim. Opowiedziałem mu co i jak. Obiecał, że jutro przyjedzie.
- Dobrze, że Zbyszek ma takiego przyjaciela. Wie pan, że to mało spotykane mieć takiego przyjaciela od serca ?
- Wiem. Ale, mogę powiedzieć, że ty i Zbyszek też takimi jesteście.- uśmiechnęłam się tylko do niego.
O 21 pan Bartman poszedł. Powiedział, że jest zmęczony, w końcu starość nie radość. Ja poprosiłam lekarza, żeby pozwolił mi zostać przy Bartmanie. Z trudem, ale się zgodził. Wróciłam do pokoju Zbyszka i usiadłam na stołku. Trzymając go za rękę usnęłam, choć przyrzekłam sobie,że nie będę spać. Ze snu wybudził mnie ciągły, piszczący dźwięk. Obudziłam się i spojrzałam na monitor nad łóżkiem. To Zbyszek! Jego serce się zatrzymało ! Z płaczem pobiegłam po lekarza!
- Panie doktorze Zbyszek ! Szybko. - lekarz pobiegł ze mną szybko do sali nr 9. Kazał mi się odsunąć a sam rozpoczął masaż serca.
-... trzynaście, czternaście,piętnaście...- uciskał klatkę piersiową siatkarza. Do sali pielęgniarka wprowadziła defibrylator.
- Siostro 1000J, biegiem !
- Gotowe.
- Odsunąć się. Ładuje. - i wystrzał. Dalej nic.
Próbowali tak kilka razy. Ja siedziałam w kącie i płakałam modląc się, żeby to serce zaczęło bić. I jakby wysłuchano moich modlitw serce zaczęło bić.
- Udało się. Pan Zbyszek jest z nami. - lekarz coś jeszcze posprawdzał i podszedł do mnie.- Pani Elu już dobrze. Serce bije tak jak powinno. Miejmy nadzieję, że taka sytuacja się już nie powtórzy. Może pani wrócić na swoje miejsce. - uśmiechnął się do mnie i otarł mi łzę z policzka.
- Dziękuje panie doktorze.
Lekarz wyszedł z sali. Ja wróciłam na stołek. Dalsza część nocy upłynęła spokojnie.
11 grudnia 2013r- Warszawa.
Po akcji z zatrzymaniem się serca już nie usnęłam. O 8 zadzwonił do mnie pan Jurek i powiedział, że dzisiaj nie przyjedzie do szpitala bo chce wrócić do Łodzi i tak jak ja przywieźć trochę rzeczy. Powiedziałam mu, żeby spokojnie wrócił do Łodzi i niczym się nie martwił.
O 11 na oddziale pojawił się wysoki brunet, który, jak udało mi się usłyszeć, szukał Zbyszka. Ja w tym czasie nadal siedziałam przy łóżku. Po chwili wszedł na salę.
- Ups...-zmieszał się. Uśmiechnęłam się do niego i poprosiłam abyśmy wyszli na korytarz.
- To ty jesteś tym przyjacielem Zbyszka tak ?
- Tak. Michał Kubiak jestem.
- Ela Górka miło mi. - uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Co z nim ?
- Nie wiem na ile jesteś poinformowany ?
- Wiem o wszystkim dokładnie do ostatniej operacji, do wczoraj.
- A no to później nic takiego się nie działo. Dopiero nad ranem Zbyszek...- znów w oczach stanęły mi łzy.
- Co z nim ?
- Serce mu się zatrzymało. Myślałam, że już się nie da go uratować ale udało się. Wszystko jak na razie jest w porządku.
- O matko. - Michałowi też się łzy pojawiły w oczach.
- Ej tylko nie płacz. Musimy być silni, on nas potrzebuje. - podeszłam i go przytuliłam. - Chcesz to wejdź do niego i posiedź przy nim. Ja w tym czasie skoczyłabym do hotelu, wykąpała się i przebrała, okej ?
- Tak. Idź.
W hotelu szybko się wykąpałam, przebrałam i chciałam iść do szpitala, ale odezwał się mój żołądek tak więc wcześniej zjadłam jeszcze obiad w pobliskiej restauracji. Po posiłku wróciłam na oddział. Na korytarzu nie było Michała więc zapewne siedzi przy łóżku przyjaciela. Cichutko stanęłam w drzwiach. Kubiak siedział tyłem do mnie i mówił do Zbyszka.
- Zbyszek proszę wróć do nas. Masz jeszcze tyle do zdobycia, do zobaczenia. Zawsze mi mówiłeś, że chcesz się zakochać, ale tak prawdziwie. I co chcesz z tego zrezygnować ? Przecież ty nigdy nie rezygnujesz. To ty mi zawsze suszyłeś głowę jak chciałem odpuścić sobie kolejny męczący trening na plaży lub w siłowni. A co z naszymi planami ? Mistrzowie Świata, złoto IO, co z naszymi dziećmi, które mamy mieć w jednym wieku ? Co z hucznymi weselami ? Mieliśmy sobie obaj nawzajem pomagać, wspierać się jak żona nie da nam obejrzeć meczu bo m jak miłość leci. I ty chcesz to zaprzepaścić ? Chcesz zostawić mnie, dziadka, mamę, Ele, chłopaków, kibiców ? Wracaj, proszę cię.!- Kubiak, jak Boga kocham, płakał. Mi, jak go słuchałam, też popłynęły łzy. Michał chyba usłyszał moje pociąganie nosem bo się odwrócił w moją stronę. Widząc mnie zapłakaną, tak jak ja wcześniej tak on teraz, podszedł i bez żadnych słów mnie przytulił.
13 grudnia 2013r-Warszawa
Siedzimy we czwórkę w szpitalu. Na korytarzu siedzi mama Zbyszka, Michał i pan Jurek, ja siedziałam przy Zbyszku. Trzymałam go, jak zwykle to robiłam, za ręke. Nagle coś mnie zaczęło smyrać po dłoni, delikatnie i ledwie odczuwalnie. Aż mi serce stanęło z szoku. Spojrzałam na dłoń, potem na Zbyszka i moje serce zaczęło bić tak mocno, że myślałam że mi wyskoczy.
- Zbysiu...- uśmiechnęłam się i łzy pociekły mi po polikach, ale to ze szczęścia.- Poczekaj idę po lekarza.
Wyszłam z sali, obwieściłam pozostałym, że Zibi się obudził i poszłam po lekarza. Niestety nie było doktora Wójcika, bo miał ciężką operacje ale był doktor Zasoń.
- Doktorze pacjent z 9 sie obudził.- lekarz wrócił wraz ze mną na salę.
Medyk zaczął badać Zbyszka i spisywał jakieś parametry do karty.
- Panie Zbyszku boli coś pana ?
- Nie. - wychrypiał Zbyszka.
- Dobrze. Jak na razie jest na silnych lekach przeciwbólowych - zwrócił się do mnie. To po co się pyta czy go coś boli ? Gdzie tu logika.?- Cieszymy się że jest pan tu z nami. Jakby się coś działo proszę mnie wzywać !- nakazał i wyszedł. Okropny z niego lekarz. Ani się nie uśmiechnie ani nie wytłumaczy co dalej, nic kompletnie nic. Przeciwieństwo doktora Wójcika.
- Zbyszek nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam. Boże jedyny...- łzy skapywały mi na jego dłoń.
- Nie płacz. Ja się nigdzie nie wybieram. - uśmiechnął leciutko.
- Ide zawołam twoją mamę, bo to ona jest chyba w najgorszym stanie psychicznym.- wyszłam na korytarz a do Zbyszka weszłam jego mama.
Widać było jak płakała, ale to ze szczęścia i zarazem chyba ulgi że jej syn żyje, przytulała i zaczęli rozmawiać. Spojrzałam po dwóch panach i na ich policzkach także zobaczyłam łzy.
- Nie płaczcie. Zbyszek nie chce nas widzieć płaczących.
- Mówiłem, że to silny facet. Nawet chwile po obudzeniu się, zaczyna żartować. - powiedział ocierając łzy pan Jerzy.Michal się zaśmiał.
W szpitalu spędziliśmy cały dzień. Po godzinie 20 każdy wrócił do swoich tymczasowych kwater. Ja jakbym mogła to bym się unosiła nad ziemią ze szczęścia. W hotelu po kąpieli zadzwoniłam do brata.
- Cześć kochany braciszku.- uśmiechnęłam się słodko do niego.
- Cześć siostra. Co słychać ? Jak tam z tym Zbyszkiem.
- Cudownie jest. Zbyszek się obudził i chyba wszystko zaczyna wracać do normalności. A ty ? Tata ? Drugi brat ? Bratowa ? Dziadkowie ?
- Ja jak zawsze wyśmienicie. Tata...no cóż tata się rozwodzi.
- Co ? - wytrzeszczyłam oczy. W sumie to i dobrze, nigdy nie lubiłam macochy.- co na to babcia ?
- Co babcia ? Nic. Przecież ojciec jest dorosły wie chyba co robi. Nasz drugi brat też się jakoś trzyma a moja kochana żona z dnia na dzień co raz piękniejsza. - uśmiechnął się.
- No to super. Tęsknie za wami.
- No to co za problem? Samolot i zapraszam do domu.
- Może niedługo. Nie chcę jak na razie zostawiać Zbyszka. Jeszcze będziesz miał mnie dość.
Gadaliśmy tak chyba ze dwie godziny, aż w końcu postanowiłam zakończyć rozmowę ponieważ chciało mi się spać.
24 grudnia 2013r- Warszawa.
Dziś Wigilia. Zbyszek nadal jest w szpitalu. Dochodzi do zdrowia. Lekarz powiedział, że jak tak dalej pójdzie to za dwa tygodnie wypuści go do domu. Wczoraj jadąc do Warszawy, zabrałam ze sobą mamę Zbyszka, wraz z jakimiś smakołykami i prezentami. Ja również miałam prezenty. Wigilię miałam spędzić w Anglii ale w ostatniej chwili poinformowałam rodzinę że jednak się nie pojawię. Tak więc spędzam ją ze Zbyszkiem, jego mamą,Michałem, dziadkami - poznałam i babcię Bartman i wiecie co? Ona jest kompletnym przeciwieństwem pana Jerzego. Jest nadętą, zarozumiałą kobietą po 70. Jednym słowem: wiedźma. Oby mi się tak nie wyrwało przy nich, bo by była checa. Świętowanie zaczęliśmy o 17.
- Zbyszku życzę ci, dużo zdrowie bo to najważniejsze, miłości, szczęścia, w lotto milionów wygrania, najlepszych przyjaciół jakich możesz sobie tylko wymarzyć, mistrza świata, złota olimpijskiego, gromady dzieci, kochającej żony i czego sobie jeszcze zażyczysz. - tak brzmiały moje życzenia. U pozostałych to było tak prosto: zdrowia, szczęścia, pomyślności i szczęśliwego Nowego Roku. Po połamaniu się opłatkiem zaczęliśmy jeść dania, na które pozwolił Zbyszkowi lekarz.

~*~
Mamy kolejny. Sprawa życia Zbyszka rozstrzygnięta.;)

Pozdrawiam ;*

niedziela, 7 czerwca 2015

#3-"Dlaczego wszystko zaczyna się sypać, gdy dochodzimy do wniosku, że jesteśmy szczęśliwi ?"

9 grudnia 2013r- Łódź
Wstałam o 12. Kaca nie miałam bo nie piłam ale byłam zmęczona tym wczorajszym szaleństwem. Po wzięciu długiej orzeźwiającej kąpieli pomaszerowałam do kuchni zrobić sobie jakieś kanapki. Z talerzem kanapek i kubkiem herbaty poszłam do salonu. Tam włączyłam telewizor. W zasadzie nic ciekawego w nim nie leciało ale zdecydowałam się w końcu na powtórkę wczorajszego meczu. W połowie drugiego seta nadawanie zostało przerwane z racji jakiś wiadomości z ostatniej chwili.
"Wiadomości z ostatniej chwili. Autobus wiozący zawodników włoskiego klubu siatkarskiego Pallavolo Modena miał wypadek na trasie Łódź- Warszawa. Autobus najprawdopodobniej wpadł w poślizg. Nie wiem jak na razie jaki jest stan poszkodowanych, czy jest jakaś osoba śmiertelna. Jak na razie musimy uzbroić się w cierpliwość. Karolina Szostak- Polsat Sport"
To co miałam akurat w buzi wyplułam. Nie dowierzałam w to co słyszę. Po prostu nie mogę. Jak to ? Może to pomyłka ? Biegiem ruszyłam do pokoju po telefon. Wykręciłam numer do Zbyszka. Próbowałam pięć razy za każdym razem to samo: abonent chwilowo niedostępny...srele morele. Niech on odbierze. Modliłam się. Nic z tego. Ubrałam aię i nie wiedziałam co robić. Gdzie ich szukać ? W którym szpitalu ? Boże pomóż ! spojrzałam w górę. I wtedy przypomniało mi się co mówiła dziennikarka: trasa Łódź- Warszawa. Ubrałam kurtkę, buty zabrałam kluczyki i ruszyłam trasą na Warszawę. Ciekawe czy jechali tędy czy nie pojechali jakimś innym objazdem ? Ale jak teraz zawrócę to się nie dowiem.
Jadę tak już półtorej godziny. W końcu znalazłam ich. Wypadek był na wysokości Milanówka. Zaparkowałam kawałek od miejsca zdarzenia. Biegiem ruszyłam do jednego z policjantów pilnującego aby nikt nie przedarł się pod taśmą.
- Dzień dobry. Powie mi pan jaki jest stan poszkodowanych ?
- Dzień dobry. Przepraszam ale nie mogę udzielać informacji nikomu z poza rodziny.
- Ale ja jestem narzeczoną jednego z zawodników. Zbigniew Bartman to mój narzeczony.
- A jak ja mam pani w to uwierzyć ? - spytał. I tu mnie kurde zagiął. Ale przypomniało mi się jedno ze zdjęć jakie sobie zrobiliśmy idąc wczoraj na imprezę. Dobrze że zrobiliśmy je moim telefonem.
- A zdjęcie może być ? - przytaknął.Pokazałam mu fotografie.
- Jak na razie wiemy, że jest jedna osoba śmiertelna, wszystkich pozostałych zabieramy do szpitala na Józefów.
- Dziękuje panu bardzo. - uścisnęłam go i wróciłam do auta.
Niestety musiałam jechać objazdem gdyż tu zablokowano całą trasę. Tak więc nadrobiłam 10 kilometrów. Do szpitala dotarłam po godzinie.
Równo o czwartej wpadłam do recepcji.
- Dzień dobry przywieziono tu poszkodowanych zawodników z wypadku.
- Dzień dobry. Tak przywieziono.- odpowiedziała mi starsza kobieta.
- Na którym oddziale ich znajdę ? I uprzedzam pani pytanie jestem narzeczoną jednego z zawodników a tu ma pani dowód. - także pokazałam jej zdjęcie.
- Czwarte piętro.
- Dziękuje. - odeszłam od lady. Skierowałam się w stronę wind. Wjechałam na odpowiednie piętro a tam znowu to samo przesłuchanie co z policjantem i recepcjonistką.
- To niech mi pan teraz powie jaki jest ich stan ?
- Stan ogólny jest dobry tylko...- tu zawiesił głos. - Stan pana Bartmana jest krytyczny. Żyje tylko dzięki aparaturze. Ma rozległe urazy wewnętrzne i czaszkowo-mózgowe. Potrzebna jest krew.
Zrobiło mi się słabo. Musiałam usiąść.
- Słabo pani ? Może wody ? - zapytał lekarz podtrzymując mnie pod ręke.
- Nie dziękuje. Czy jest szansa że...
- Nie mogę tego pani obiecać. Przykro mi.
Wtem z jednej z sal wyszła pielęgniarka, która wołała lekarza.
- Przepraszam obowiązki. Jakby pani czegoś potrzebowała proszę pytać o doktora Wójcika. - poklepał mnie po ramieniu i się uśmiechnął.
Po odejściu lekarza łzy zaczęły mi lecieć. On nie może umrzeć. Nie może mnie zostawić. Przecież jego mama się załamie. Po lekkim ogarnięciu się spytałam pielęgniarkę gdzie znajdę Zbyszka. Sala 9. Weszłam do sali. Zbyszek leżał spokojnie na łóżku, spał. Był popodpinany do różnego rodzaju aparatury kontrolującej jego parametry życiowe jak i pomagająca oddychać. Miał dwa welflony. Obandażowaną: rękę, nogę i głowę. Wyglądał tak niewinnie. Serce mało mi nie pękło z rozpaczy. Podeszłam po cichutku do niego. Podsunęłam sobie stołeczek na którym później usiadłam. Wzięłam delikatnie ujęłam jego ciepłą dłoń w swoje i uniosłam do ust. Pocałowałam ją i wtedy już kompletnie się rozkleiłam.
- Zbyszek proszę cię walcz. Nie poddawaj się, nie możesz. Słyszysz ?! Nie zostawiaj mnie, swojej mamy, chłopaków z drużyny: z klubu jak i reprezentacji. Nie zostawiaj kibiców, którzy jak się domyślam modlą się o ciebie. Wróć do nas ! Jesteś nam potrzebny. Mimo, że znamy się dopiero miesiąc ale to wystarczyło byś stał się dla mnie kimś bliskim, kimś z kim mogę pogadać o wszystkim, pośmiać się z byle głupoty nawet przez internet ale wierz mi dla mnie to dużo znaczy. Wróć my ci pomożemy we wszystkim, nie zostawimy cię. Tylko wróć. - położyłam głowę na jego dłoni i płakałam. Tylko żeby ten mój płacz coś mógł pomóc, ale to chyba musiałby się stać cud. Siedziałam z nim długo. Płakałam, opowiadałam mu jakieś swoje głupie przygody z życia, głaskałam go, poprawiałam mu kołdrę żeby mu nie było zimno. O 20 niestety musiałam wyjść. Na odchodnym obiecałam mu, że jutro wrócę.
Nie chciałam wracać do Łodzi, po prostu nie miałam na to siły. Tak więc zdecydowałam się na hotel. Po zameldowaniu się w pobliskim hotelu poszłam do pokoju. Tam wzięłam długą kąpiel. Gdy wyszłam zastanowiłam się co robić dalej.? I wymyśliłam. Jutro po wyjściu od Zbyszka, muszę wyjść wcześniej ale to dla jego dobra,wrócę do Łodzi, pojadę do mamy Zibiego poinformuję ją o stanie Zbyszka, później poudostępniam informacje o zbiórce krwi dla siatkarza na portalach społecznościowych, zaniosę do jakiś sklepów, klubów, ośrodków zdrowia, szpitali wszędzie gdzie się da.
Następnego dnia obudziłam się o 6:30. Szybko się ubrałam, umalowałam i po opłaceniu hotelu ruszyłam do szpitala. Boże jak ja nie cierpię szpitali.! Czwarte piętro. Pokój nr 9. I szok ! W sali brak Zbyszka. Przez głowę przeleciały mi najczarniejsze myśli.
- Nie tylko nie to..!!!- upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Dopiero przechodząca obok mnie pielęgniarka zapytała co się stało.
- Nie wie pani gdzie jest ten pacjent ?
- Jest na operacji, godzinę temu dostał silnego ciśnienia śródczaszkowego i konieczna była operacja.
- A długo to jeszcze potrwa ?
- Nie jestem w stanie tego pani powiedzieć. Może to być nawet kilka, kilkanaście godzin, gdyż jest to poważna operacja.
- Dziękuje pani bardzo. - pielęgniarka wróciła do swoich obowiązków.
Usiadłam na krzesełku i czekałam. Po kilku godzinach dosiadł się do mnie, straszy mężczyzna, taki już po 70.
- Przepraszam panią nie wie pani gdzie znajdę salę Zbyszka Bartmana ? 
- Sala numer 9. Ale nie znajdzie go tam pan, Zbyszek w tej chwili ma operacje.
- A pani skąd to wie ? Zna pani mojego wnuka ? - o czyli mam przyjemność z dziadkiem Bartmanem.
- Tak, przyjaźnimy się.Jestem Ela.- uśmiechnęłam się - Jego mama też tu jest ?
- Nie, Basia nie przyjechała. Załamała się kobieta. Zaledwie miesiąc temu straciła męża, ja syna,a teraz może stracić syna. Nie daj Panie Boże.
- Wiem, przykro mi z powodu syna, Zbyszek mi mówił. A pan jak się trzyma ?
- Dobrze nie jest, ale Zbyszek to mój jedyny wnuk, kocham go najbardziej na świecie. Martwię się o niego.
- Niech pan wierzy że ja też. Wczoraj się jeszcze śmialiśmy, tańczyliśmy wraz z kolegami z drużyny i ich partnerkami a teraz wszyscy leżą w szpitalu. Zbyszek walczy o życie, jeden nie żyję a stan pozostałych jest podobno dobry tylko on..- znowu się rozkleiłam.
- Nie płacz dziecko. Zbyszek to silny facet. da radę. - przytulił mnie - Teraz jedyne co możemy robić to być przy nim i się modlić o niego.
- Ma pan rację, ale ja jeszcze dzisiaj muszę wrócić do Łodzi. Zabiorę kilka rzeczy, rozniosę informację o zbiórce krwi dla niego i tu wrócę.
- To leć kochaniutka. Ja tu będę siedział i czekał. Jak chcesz to podaj mi numer telefonu, to cię będę informował jak by się coś działo.
- Napewno mogę jechać ?
- Tak.
- Dobrze. Tu..- zaczęłam pisać swój numer na kartce- jest do mnie numer. I proszę niech pan dzwoni.
- Obiecałem ,że będę dzwonił.- już chciałam odejść, ale jeszcze zatrzymał mnie senior Bartman - Aaa Ela mogłabyś jeszcze zajrzeć do Basi i sprawdzić co u niej  ?
- Oczywiście. - dał mi karteczkę z adresem i teraz już odeszłam.
Do Łodzi dojechałam na 10. Szybko na komputerze napisałam informacje. Część udostępniłam na facebooku, twitterze,instagramie itp a resztę wydrukowałam. Jeździłam po mieście rozwożąc je. Gdy dotarłam do domu rodziców, zapukałam delikatnie w drzwi. Otworzyła mi pani Basia. Wyglądała, delikatnie mówiąc, strasznie. Sińce pod oczami, włosy w nie ładzie, ubrana w jakiś stary dres, oczy zaczerwienione od płaczu.
- Dzień dobry. Jestem Ela przyjaciółka Zbyszka.
- Dzień dobry. Wejdź proszę. - wpuściła mnie do środka. - Siądź sobie. Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuje. Ja tylko chciałam zobaczyć jak się pani trzyma. Czy czegoś pani nie potrzeba ? Może w czymś pomóc ?
- Nie, kochana. Dziękuje, wszystko mam. A trzymać się jakoś muszę. Czekam i modlę się o Zbyszka. Chciałam do niego pojechać, ale po prostu nie jestem w stanie. Co ze mnie za matka, że nawet przy synu nie jestem gdy nie wiadomo czy wyjdzie z tego ? - usiadła na fotelu i zaczęła płakać.
- Jest pani cudowną matką. Niech pani wierzy, że wiem co mówię. Bo to jak się Zbyszek o pani wypowiada jest piękne. On nie powiedział o pani nigdy złego słowa. Więc niech pani nie mówi,że jest zła matką. Ja nie miałam takiego szczęścia jak on. Nie pamiętam swojej mamy, zginęła gdy miałam trzy lata. Rozumiem, że jest pani ciężko, bo straciła pani męża a teraz syn jest w ciężkim stanie, ale niech pani się postara wykrzesać w sobie jeszcze tą siłę by móc być oparciem dla Zbyszka w tym trudnym momencie. Jeżeli będzie pani chciała do niego pojechać, proszę dzwonić ja panią zawiozę. Teraz będę się zbierać. Jadę do Warszawy, będę tam czuwać przy Zbyszku i niech się pani nie boi, Zibi wyjdzie z tego, jest silnym facetem.
- Dziecko drogie ty jesteś aniołem. Dziękuje ci.
- Niech pani nie przesadza. Martwię się po prostu o Zbyszka i chcę dla niego jak najlepiej tak jak pani. A teraz naprawdę się zbieram i niech pani pamięta, że jak coś ja jestem. - pocałowałam ją w policzek, uścisnęłam i wyszłam.
Do Warszawy jechałam z wielkim znakiem zapytania w głowie. Pan Bartman nie dzwonił, więc albo operacja się jeszcze nie skończyła albo jest tak załamany bo.... Nie nic takiego nie miało miejsca, może po prostu ta operacja jeszcze trwa. W szpitalu byłam po półtora godzinnej jeździe. Senior Bartman tak jak go zostawiłam odchodząc tak i teraz siedział na tym krzesełku i drzemał. Podeszłam do niego i delikatnie ruszyłam go za rękę.Przebudził się.
- I co ze Zbyszkiem ?
- O wróciłaś. Zbyszek...

~*~
Takim znakiem zapytania kończę 3 rozdział :)

Pokonaliśmy drugi raz Iran. :) Nie obyło się u mnie bez jakiś "delikatnych" przekleństw. :) Ale udało się. Ja wczoraj z kolegą stwierdziliśmy, że jesteśmy MISTRZAMI TIE-BREAK'ÓW :)

Pozdrawiam :**
Buziaki :**

sobota, 30 maja 2015

#2- "Łatwo jest nawracać innych,a tak trudno jest nawrócić samego siebie. "

17 listopada 2013r- Łódź.
Właśnie dostałam wypis. Wychodzę ze szpitala, nareszcie. Choć i tak muszę się wstawiać na kontrole co 2 tygodnie, a później co raz rzadziej, to i tak się cieszę. Spakowana pożegnałam się i podziękowałam za opieke panią pielęgniarką i panu doktorowi. Za nim wyszłam ze szpitala poszłam jeszcze do tutejszej apteki i wykupiłam przepisane leki, które mają sprawiać żeby organizm nie podejmował próby odrzucenia serca.
Do domu wróciłam kilka minut po czternastej. Od czasu dowiedzenia się o śmierci ojca Zbyszka nie mogłam przestać o nim i o jego rodzinie myśleć, co teraz przeżywa a także o przeszczepie. Czy dawcą mógł być jego tata ? Instynktownie wzięłam telefon i wystukałam w nim numer do siatkarza.
- Halo. - odezwał się.
- Cześć. Nie wiem czy mnie pamiętasz. Jestem Ela ta dziewczyna ze szpitala po przeszczepie serca.
- A tak pamiętam.Co się stało, że do mnie dzwonisz ? Ostatnio przegoniłaś mnie na cztery wiatry. - rzeczywiście chamsko się zachowałam, ale już po jego wyjściu to zrozumiałam.
- Chciałam cie przeprosić za moje zachowanie. Nie chciałam się tak chamsko zachować.
- Okej nie ma sprawy. Przeprosiny przyjęte.
- Ciesze się a w ramach tego zapraszam cie na kawe i ciasto, co ty na to ?
- Hmmm..z przyjemnościa. Tylko kiedy i gdzie ?
- Może dziś o 17, u mnie w domu, bo jak wiesz na razie nie mogę się przemęczać i nie chce żeby dopadła mnie jakaś choroba.
- Jasne może być. To prześlij mi sms-em adres.Do zobaczenia.
- Okej. Do zobaczenia.- ulżyło mi. Wielki kamień spadł mi z serca.
Do czasu przybycia Zbyszka, oglądałam telewizje. Sprzątać nie miałam co bo Kinga zatroszczyła się o dom bardziej niż sobie to wyobrażałam. Pół godziny przed wizyta gościa poszłam się przebrać i trochę umalować. Równo o 17 pod dom podjechał siatkarz. Wyszłam na zewnątrz.
- Wow..- tyle powiedział patrząc na dom.
- Cześć. Zapraszam. - uśmiechnęłam się.
- Cześć. Piękny dom.
- Dziękuje. Wchodź.
Weszliśmy. Poprowadziłam go do salonu.
- Siądź sobie.- wskazałam sofe.- Czego się napijesz ? Kawy, herbaty ? Mam też coś mocniejszego.
- Herbaty, nie moge pić alkoholu przecież jestem samochodem.
- Okej, to ja idę zrobić a ty czuj się jak u siebie.
W kuchni, gdy robiłam herbatę usłyszałam śmiech siatkarza. Zaciekawiona poszłam sprawdzić co go tak rozbawiło. No, oczywiście. Moje zdjęcie z mamą, na którym jestem ubrana w różowy strój króliczka. Miałam wtedy niespełna dwa lata, więc jeszcze nie bardzo wiedziałam w co warto sie ubrać a w co nie.
- Ej nie śmiej się. To jedno z nie wielu zdjęć jakie mam z mamą.- zasmuciłam się.
- Wszystko w porządku ? Coś nie tak ? - spojrzał uważnie na mnie.
- Tak wszystko dobrze. Nie przejmuj się.- poklepałam go po ramieniu.
Poszłam znów do kuchni bo właśnie woda zaczynała się gotować. Po 5 minutach wróciłam z napojami, ciastem i ciasteczkami do salonu.
- To mogę teraz tak oficjalnie .
- Możesz ale co. ?
- No przeprosić cie. - już zaczęłam się podnosić.
- Oj daj spokój. Już mnie przeprosiłaś. Jest już dobrze. - uśmiechnął się.
- To powiedz mi coś o sobie ? Czym się zajmujesz ? Co robisz w Łodzi ?
- Strasznie wścipska jesteś.
- Taki mój urok.- wzruszyłam ramionami.Siatkarz się zaśmiał.
- Z zawodu, no może tak być, z zawodu jestem siatkarzem. Gram we włoskim klubie Pallavolo Modena.W Łodzi bywam dość często, gdyż moi rodzice tu się przeprowadzili rok temu. Niestety tata zmarł pięć dni temu - po policzku spłynęła mu łza.- Przyjechałem na pogrzeb i dwudziestego wylatuje już do Włoch.
- Przykro mi z powodu taty. Chorował na coś ?
- Sęk właśnie w tym że nie. Mama wyszła do sklepu na zakupy, wychodząc tata siedział w fotelu czytając książke. Gdy za jakąś godzinke mama wróciła książka leżała na ziemi a tata już nie żył. Lekarz nie stwierdził ani zawału ani nic tego typu.
- Nie wiem co powiedzieć.
- Ja wiem. Teraz ty powiedz coś o sobie.
- Okej. Moje imie i nazwisko już znasz. Jestem w zasadzie byłam studentką psychologii na tutejszym uniwersytecie ale przez chorobe przerwałam studia po obronie licencjatu. Pochodzenia jestem brytyjskiego. W Polsce nie mam nikogo bliskiego, jestem tu sama jak palec, no poza moją sąsiadką Kingą, którą traktuje jak siostrę. Jestem po przeszczepie serca ale to też już wiesz. Uwielbiam czytać, głównie to jakieś melodramaty lub coś o tematyce wojennej np. Kamienie na szaniec - kocham tą książkę. Nienawidzę sportu.Nie wiem właściwie dlaczego, jakoś po prostu nigdy mnie do niego jakoś specjalnie nie ciągnęło. Mam 2 braci, bratowa, tate, macoche, babcie i dziadka. - zakończyłam swoją autoprezentację.
- Przepraszam za pytanie, jeśli nie chcesz nie odpowiadaj, a co z twoją mamą ?
- Moja mama zginęła w wypadku samochodowym. Nie pamiętam jej za dobrze, bo byłam za mała.
Cisza zapanowała między nami.
- Ale na serio w ogóle nie lubisz sportu ? - spytał ni z tego ni z owego siatkarz.
- No serio serio.
- Nie wierze. Musisz coś wiedzieć, w końcu wf w szkole miałaś.
- No miałam, ale ja byłam rzadkim bywalcem na nim. Wolałam iść posiedzieć i poczytać w bibliotece.
Zbyszek nad czymś intensywnie myślał. W końcu się odezwał.
- Wiesz co na początku grudnia gramy tu w Łodzi mecz z rzeszowskim klubem. Może zechciałabyś na niego przyjść. ? O bilety sie nie martw załatwię ci.
- Ale po co ja tam? Nie obraź sie Zbyszku ale ja nie wiem jak się zachować na takim meczu.
- Spokojnie. Porozmawiam z Iwonką, żoną kolegi z Resovii, żeby dała ci otuchy na meczu. Na pewno się zgodzi. To jak ?
- Nooo..dobra- westchnęłam- Przyjdę. - uśmiech się pojawił na jego buzi - Tylko napisz mi sms-em kiedy i o której ten mecz, no i jak spotkam sie z Iwoną.
- Jasne, napisze. - spojrzał na zegarek - Dobra będe się zbierał, troche sie zasiedziałem.
- Dzieki że zechciałeś przyjechać.
- Cała przyjemność po mojej stronie. To co do zobaczenia na meczu ?
- Tak. Do zobaczenia. - uśmiechnęłam się.
Na pożegnanie chciałam dać mu buziaka w policzek, ale pech chciał, że jakimś cudem pocałowałam go w usta. Chciałam się oderwać i przeprosić, ale Zbyszek przyciągnął mnie bliżej i wpił się bardziej w moje usta. Całowaliśmy się tak przez dłuższą chwile. Zbyszek nie był nachalny tylko całował delikatnie i z uczuciem. Po oderwaniu się od siebie uśmiechnęliśmy sie do siebie i rzekliśmy tylko.
- Do zobaczenia.
Zbyszek odjechał a ja oparłam się o ścianę i zaczęłam analizować to co się stało przed chwilą. Czy powinno się to wydarzyć ? Czy powinnam pozwolić mu się pocałować ? A co jeśli on ma inną a ja to tylko taka dziewczyna na jedną noc ? A co jeśli on się dowie kim jestem ? A jeśli się zakochamy w sobie, to czy wszystko będzie ładnie pięknie czy będziemy musieli przechodzić różne przeszkody ?  Boże, Elka ogarnij się. Ty nie możesz się w nim zakochać. Co powie babcia, rodzina ? Pomyśl o tym! A co maja oni wszyscy do mojego szczęścia ? Jeśli się kogoś kocha to nie patrzy się na to czy ma wille z basenem czy stary drewniany domek ? Czy ma iPhona czy ma starą przysłowiową "cegłę" ? Ważna jest miłość. Koniec kropka.
Z mieszanymi uczuciami poszłam posprzątać po gościu a następnie wzięłam kąpiel i położyłam się spać.
8 grudnia 2013r- Łódź
Trzy dni temu przyszedł bilet na mecz. Od czasu spotkania sie ze Zbyszkiem u mnie, często pisaliśmy sms-y, gadaliśmy albo przez telefon albo przez skajpa. Chodziłam na kontrole do lekarza, wszystko jest w porządku moje serducho wali jak dzwon. Tydzień temu spotkałam się z Iwona, całkiem sympatyczna z niej kobieta.
Jest godzina 12. Do meczu mam jeszcze 7 godzin, ale umówiłam się z panią Ignaczak, że będe godzinę wcześniej. Czas ten poświęciłam na ugotowanie sobie obiadu, rozmowę z bratem, i leniuchowanie. O 16 poszłam zacząć się przygotowywać, a to wybierałam ubrania, a to sobie jeszcze włosy umyłam, wysuszyłam później lekko zakręciłam na prostownicy. Umalowałam się i o 17:45 wyszłam z domu.Na halę nie miałam daleko, więc się przespacerowałam. Jest jeszcze trochę więcej niż godzina do meczu a tłok jak za komuny normalnie. Pięć po szóstej pod halę przyszła Iwonka. Myślałam, że wejdziemy głównym wejściem, lecz ta tłumacząc:
- Mąż siatkarz to i rodzine wpuszczają wejściem dla zawodników.- uśmiechnęła się.
I takim o to sposobem weszłyśmy na halę. Znalazłyśmy swoje miejsca i usiadłyśmy. Ja zaciekawiona rozglądałam się po całej hali. Ile ludzi ! Myślałam, że ludzie to jak mają iść na jakiś mecz to tylko piłki nożnej a tu prosze, miłe zaskoczenie.
Mecz po dwu i pół godzinnej walce zakończył się zwycięstwem włoskiego klubu z wynikiem 3:2. Resoviacy z przygnębionymi minami zeszli do kwadratu.
- Chodź.- Iwonka pociągnęła mnie za ręke.
- Ale gdzie ?
- No ja idę pocieszyć męża a ty idź pogratuluj Zbyszkowi.
- Ale jak ja mam się do niego dostać ? Przecież nie wpuszczą mnie na boisko.
- Powiedz arbitrowi czy kogo tam spotkasz, że jesteś rodziną Zbyszka albo go po prostu zawołaj i on ci pomoże.- pokiwałam głową, że rozumiem i poszłam w stronę włoskich zawodników.
Bartman jak tylko mnie zobaczył od razu zaczął się szczerzyć jak głupi do sera. Przyszedł do mnie.
- Hej- dał szybkiego buziaka w usta. W sumie nie jesteśmy parą oficjalnie ale jakby ktoś popatrzył na nas  z boku stwierdził by inaczej. Może bylibyśmy parą gdyby któreś się w końcu przełamało i powiedziało co czuje a tak...klapa.
- Cześć. Gratuluje wygranej.
- Dzięki. Może zechciałabyś iść ze mną i chłopakami na miasto ? Oczywiście będą co niektóre partnerki, więc nie bedziesz sama.
- W zasadzie to czemu nie, i tak nie mam co robić.
- To poczekasz na mnie, pójde do szatni przebiorę się i możemy iść.
- Będe przed halą.
Razem z siatkarzami i ich partnerkami poszliśmy do jednego z tutejszych klubów. Tańczyliśmy, piliśmy- to znaczy ja nie bo nie moge ale reszta sobie nie żałowała.
- Ej dziewczyny chodźcie zrobimy sobie zdjęcie. - zaproponowała jedna z partnerek.
I tak wszystkie się uśmiechnęłyśmy i selfie gotowe.Autorka po przesyłała nam to zdjęcie. Ja wrzuciłam je na instagrama podpisując:#balujemy#świętujemy#wygrana#Modena#gratulacje#volleyball#smile#selfie#buźka. Po kilku minutach miałam kilkadzieścia polubień i kilka hejtów od, zapewne, zazdrosnych nastolatek.Do domu wróciłam po drugiej. Tak jak weszłam do sypialni, tak się położyłam na łóżku i zasnęłam.
Ale to co się działo na drugi dzień,w sumie to dzisiaj ale za kilka godzin, przeszło moje najgorsze koszmary.
                                               ***********************
                             Liga światowa z udziałem Polaków rozpoczęta.
                                          Trzymam kciuki i kibicuje.✊
                                              Komentarze mile widziane.
                                                     Pozdrawiam.:***
                              
Szablon by Katrina