sobota, 27 czerwca 2015

#5-"Koniec końców, po burzy zawsze wychodzi słońce."

24 kwietnia 2014r-Łódź
Od wypadku Zbyszka minęło pięć miesięcy. Jego stan zdrowia jest wręcz zadowalający. Lekarz tydzień temu powiedział, że może zaczynać powoli wracać do treningów i do siatkówki. Zbyszek usłyszawszy to normalnie chodził i się cieszył jak głupi do sera. Ja natomiast po nowym roku poleciałam na tydzień do Londynu. Tata jak zwykle miał pretensje o to, że nie było mnie na świętach, że wolę obcych ludzi niż rodzinę i dzięki Bogu odezwała się babcia bo byłam gotowa pójść wziąć walizki, bo nie zdążyłam ich jeszcze rozpakować,i wrócić do Polski. Jednakże babcia ma na ojca sposoby i jednym, mnie nie znanym, z nich doprowadziła go do porządku także cały mój pobytu odbył się już bez kłótni. Z moim serduchem też wszystko w porządku, przyjmuje leki, chodzę na kontrole. Postanowiłam wrócić na studia od października. Często odwiedzam Zbyszka i jego mamę. Pani Basia odkąd Zbyszek wyszedł ze szpitala, zaczęła się częściej uśmiechać lecz żałobę trzyma, smutek żal i tęsknota po mężu w sercu została. Zbyszek nie wrócił już do Włoch. Jego kontrakt za dwa tygodnie wygaśnie i zacznie się poszukiwanie nowego klubu. Ale z tego co słyszałam, chciałby wrócić do Polski, bo chce być bliżej matki. Martwi go tylko to czy zostanie powołany do kadry, no bo w końcu nowy trener i do tego jego wypadek, mogą mieć w tym ogromne znaczenie. To właśnie dziś trener Antiga ma podać skład kadry na ten sezon jakże ważny, gdyż są organizowane Mistrzostwa Świata w naszym kraju. Godzinę przed emisją programu Polska2014 pojechałam do domu Bartmanów.
-Dzień dobry pani Basiu.- uśmiechnęłam się gdy mi otworzyła drzwi.
-Dzień dobry. Wchodź.
Weszłam do środka. Zdjęłam buty, kurtkę i torebkę zawiesiłam na wieszaku.
- Idź do salonu. Zbyszek tam jest i niecierpliwi się. - zaśmiała się - Ja pójdę zrobić nam herbaty i pokroje ciasto.
- Ależ ja pani pomogę. A Zbyszek ze swoją niecierpliwością musi poczekać.
Poszłyśmy obie do kuchni.
- Ela, przepraszam za pytanie, ale z czego ty się tu utrzymujesz ? Masz jakąś pracę ?
- Przed chorobą pracowałam jako psycholog w szkole. Później, w czasie choroby, finansowo wspierała mnie rodzina. Ale teraz szukam jakiegoś ciekawego zajęcia.
- A może złożyła byś CV do PZPS-u ? Podobno szukają psychologa dla siatkarzy, w sumie im to by się przydał psychiatra, ale cóż zrobić ?
- Nie wiem czy bym się nadawała. -zawahałam się- W końcu ja mam tylko licencjat.
- Ale spróbować zawsze możesz. - uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.
- Dobrze napisze. A nóż mnie przyjmą. Ale- uniosłam palec w górę by zakomunikować, że to co teraz powiem jest ważne- wie o tym tylko pani. Dobrze ?
- Oczywiście. A teraz chodź do salonu.
Zabrałyśmy kubki z herbatą i ciasto i poszłyśmy do salonu.
- O Ela- uśmiechnął się na mój widok Zbyszek.- Fajnie że jednak przyszłaś.
- Cześć. Przyszłam cię potrzymać za rączkę. - zaśmiałam się a ten mnie zgromił wzrokiem.
Równo o 19 rozpoczął się program. Prowadzi Jerzy Mielewski. Gośćmi jego są:trener Antiga, bo jakże by inaczej, i drugi trener Filipe Blaine.
Zaczęli rozmowę od tego: dlaczego Stefan zdecydował się na karierę trenera? co będzie jego priorytetem w prowadzeniu drużyny ? itp. Wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany moment programu.
- Trenerze proszę o podanie nazwisk kadrowiczów na sezon 2014. - i Antiga zaczął. -Do kadry powołuje: Piotra Nowakowskiego,Michała Winiarskiego,Zbigniewa Bartmana,Pawła Zagumnego,Karola Kłosa,Andrzeja Wronę, Mariusza Wlazły, Krzysztofa Ignaczaka, Pawła Zatorskiego, Marcina Możdżonka,Fabiana Drzyzgę, Michała Kubiaka,Mateusza Mikę,Rafała Buszka, Bartosza Kurka,Grzegorza Boćka,Pawła Woickiego, Łukasza Żygadło,Dominika Witczaka, Dawida Konarskiego,Piotra Haina, Łukasza Wiśniewskiego,Łukasza Perłowskiego,Michała Ruciaka,Wojciecha Ferensa i Damiana Wojtaszka.
Zbyszek po usłyszeniu swojego nazwiska w trakcie zaczął płakać. Dosłownie. Płakał ze szczęścia, bo jak rozmawialiśmy ostatnio to mówił,że jest przygotowany na to,że mogą go nie powołać, a tu proszę.
- No widzisz- przytuliła pani Basia syna- warto było się tak denerwować ? - uśmiechnęła się.
- Wiesz mamo jaki to był dla mnie zawsze stres.- podszedł do mnie i także go przytuliłam. Odsunął się ode mnie i powiedział:
- Tobie dziękuje najbardziej.
- Ale za co mi ?
- Za to że byłaś tu ze mną, za to że byłaś ze mną w szpitalu, za to że pomagałaś mnie, mamie i dziadkom, choć wcale nie musiałaś. Dziękuje ci bardzo.- pocałował mnie w policzek. Ja otarłam mu łzy z policzków i uśmiechnęłam się.
Zapomniałam o jeszcze jednym. O naszych pocałunkach:ten u mnie w domu gdy go zaprosiłam jeszcze przed wypadkiem i ten po meczu. Po wyjściu Zibiego ze szpitala przedyskutowaliśmy to i stwierdziliśmy, że na razie zostaniemy parą przyjaciół. Jeśli coś będzie miało się wydarzyć między nami, to dajmy temu szansę, żeby w swoim czasie się pojawiło. I tak od tamtej pory się przyjaźnimy.
 Posiedziałam z nimi jeszcze chwile i pożegnałam się. Wróciłam do domu, wzięłam kąpiel i z kubkiem kakao usiadłam w fotelu z laptopem na kolanach. Chciałam sprawdzić czy ogłoszenie o pracę w PZPS-ie jest nadal aktualna. Jest. Szybko otworzyłam Worda i zaczęłam pisać swoje CV.
Po zakończeniu spojrzałam na zegarek. 22:37. Wysłać? Czy nie wysłać ? Późno już. W końcu zdecydowałam że wyśle.A co mi tam. Poszło, teraz tylko czekać co z tego wyniknie. Czas rekrutacji jest do środy. Czyli mam jeszcze 4 dni, nie licząc weekendu. 
28 kwietnia 2014r-Łódź
Obudziło mnie dzwonienie telefony. Spojrzałam na zegarek, godzina 8:45. Odrzuciłam kołdrę i podeszłam do telefonu.
- Halo ! - powiedziałam zaspana jeszcze. No bo kto może być wyspany o tej porze. ?
- Dzień dobry czy rozmawiam z panią Elżbietą Górką  ?
- Tak, to ja.
- Nazywam się Mirosław Przedpełski, jestem prezesem PZPS-u. Przeglądałem pani CV o pracę i muszę przyznać, że chętnie bym panią zaprosił na rozmowę kwalifikacyjną.
- Naprawdę ? - nie dowierzałam.
- Jak najbardziej. Pasuje pani jutro o 14, w Warszawie przy ul. Puławskiej 383* ?
- Tak oczywiście.
- W takim razie do zobaczenia.
- Do widzenia. - i się rozłączył . Ja dalej stałam i się patrzyłam na ten telefon, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę się zdarzyło. Jutro jadę na rozmowę kwalifikacyjną. O matko... i jak głupia zaczęłam skakać w miejscu ze szczęścia.
Pobiegłam do garderoby, wybrałam ubrania, umyłam się i umalowałam. Po śniadaniu zadzwoniłam do Zbyszka, czy nie ma ochoty wyjść na miasto, bo taka ładna pogoda. Ten od razu się zgodził. Tak więc za pół godziny spotykamy się w parku koło jego mieszkania.
 Na miejsce dotarłam po 15 minutach.
- Cześć Zbysiu. - pocałowałam go w policzek, zachodząc od tyłu.
- Nie nazywaj mnie tak, bo się obrażę.
- Oj dobra dobra.
- Hej, tak w ogóle. Co ty taka cała w skowronkach.?
- Nie powiem ci, bo nie chcę zapeszać.
- No powiedz. Mi nie powiesz ?
- Nie i nie rób tak min.Lepiej mi powiedz jak twoje zdrowie ? Co ci lekarz powiedział ?
- A ty skąd....aha, moja mama.
- Nie miej jej tego za złe. Po prostu się martwię o ciebie, czy to coś złego ?
- No okej. Przepraszam. A lekarz mówił to co ostatnio, że wszystko jest dobrze bla bla... - machał rękoma we wszystkie strony.
- Cieszę się. To co idziemy na jakiś spacerek, może kino ?
- Jasne. - uśmiechnął się.
Wstaliśmy i rozmawiając i śmiejąc się poszliśmy przed siebie.Po spacerze i po kinie Zbyszek odprowadził mnie do domu. Pytałam czy nie chcę wejść ale on powiedział, że jeszcze musi pomóc mamie. Tak więc pożegnaliśmy się. Była godzina 15:13. W domu przebrałam się w dres i spoczęłam na kanapie. Wzięłam laptopa i zadzwoniłam do młodszego z braci.
- Cześć braciszku co tam ?
- Hej a po staremu. Wszyscy zawsze coś robią, nawet nie ma jak zjeść wspólnie posiłku. No i do tego tata i macocha, kłócą się. Ona nie chcę się wyprowadzić, bo twierdzi, że nie ma gdzie i nie ma za co i prosi ojca,żeby dał jej trochę kasy a on się upiera, że nie da. I tak w koło macieju. Niech oni się już rozwiodą i będzie święty spokój.
- Nie myślałam, że jest aż tak źle.
- Dobra nie gadajmy o nich. - przewrócił oczami- lepiej powiedz co tam u ciebie i tego Zbyszka, tak ?
- Tak Zbyszka. U mnie dobrze. Ze zdrowiem także. Jutro mam rozmowę kwalifikacyjną aż się boję. A Zibi, z nim także wszystko dobrze. Lekarz mówi, że nie ma jakichkolwiek przeciwwskazań by nie mógł wrócić do sportu. W czwartek oglądaliśmy program w którym selekcjoner siatkarzy miał podać skład drużyny na ten rok. I udało się Zbyszek dostał.
- To bardzo się cieszę, że ci się tam układa. A nie myślisz czasem ,żeby tu wrócić ?
- Trudne pytanie. Wiesz czasem miałam takie myśli, żeby zostawić to wszystko i wrócić do Londynu do swoich obowiązków itp ale po jakimś czasie to mijało i znów chciałam tu zostać. Wiem jedno, że wrócę do Londynu, do swoich obowiązków ale jak na razie to Polska jest dla mnie ważniejsza.
- Chyba cię rozumiem. Czasem to ci zazdroszczę, że ty mogłaś wyjechać i oderwać się od tego wszystkiego.
- Mnie to czasami biorą wyrzuty sumienia, jak tak rozmawiam z tobą czy tamtym świrusem, że ja tak was tam zostawiłam a sama tu, żyje jak pączek w maśle.
- Ej nie przejmuj się nami, my damy sobie rade. A ty zajmij się tam tym Zbyszkiem.- poruszył charakterystycznie brwiami.
- Świnia!- zaśmiałam się.
- Dobra siostra musimy kończyć bo już się do mnie dobijają i coś chcą. Jutro się zgadamy, bo chcę się dowiedzieć jak ci poszło na tej rozmowie.
- Okej. Trzymaj się tam i nie daj sobie na głowę wejść. Cześć. - pomachałam mu do kamerki i się po chwili rozłączyłam.
Około godziny szóstej, nie wiem co mnie natchnęło, ale założyłam adidasy i poszłam pobiegać. Nawet nie pomyślałam, że to tyle frajdy może sprawić. Do domu wróciłam przed 20. Zmęczona całym dniem, po kąpieli, zasnęłam.
29 kwietnia 2014r- Łódź/Warszawa
Obudziłam się o 7. Szybko poszłam zrobić i zjeść jakieś śniadanko. Dziś postawiłam na naleśniki. Po śniadaniu poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy. Później poszłam do garderoby i wybrałam odpowiedni strój na ta rozmowę. Ubrana poszłam jeszcze do salonu zabrałam stamtąd torebkę do której wrzuciłam dokumenty od samochodu, portfel i telefon. Założyłam buty, zamknęłam dom i ruszyłam samochodem do stolicy. W Warszawie byłam o 12:25. Korzystając z wolnego czasu poszłam do kawiarni obok na kawę. Wyszłam z niej po 20minutach. 
 Weszłam do budynku, rozejrzałam się. Podeszłam do pani, która tu sprzątała.
- Przepraszam panią.
- Tak o co chodzi ?
- Dzień dobry, poszukuje pana prezesa Przedpełskiego ?
- Pójdzie pani prosto tym korytarzem i to będzie ostatni pokój po lewej.
- Dziękuje bardzo.
I zgodnie ze wskazówkami sprzątaczki ruszyłam do gabinetu pana prezesa. Podeszłam do drzwi. Chwila zawahania. Już miałam pukać,już rękę podnosiłam gdy drzwi się otworzyły i wyszedł Przedpełski.
- Czyżby pani Ela ?
- Tak to ja.
- Zapraszam panią do środka, proszę sobie usiąść. Napije się pani czegoś?
- Nie dziękuje, wolałabym od razu przejść do sedna dzisiejszego spotkania.
- Dobrze. Tak więc...- nasza rozmowa toczyła się godzinę. Prezes mówił czego by dotyczyła moja praca tam, czego on ode mnie wymaga, jakie jest wynagrodzenie i czy mi się to podoba ? Ja myślałam,że ta rozmowa będzie inaczej wyglądała a tu proszę, ja tu tak naprawdę przyjechałam omówić warunki umowy i ją podpisać.
- Cieszę się bardzo, że będzie pani dla nas pracować. 
- Ja także się ciesze. Dziękuje bardzo.
- Ja także dziękuje i do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - podaliśmy sobie dłonie i ja wyszłam. Uff...udało się mam prace z siatkarzami. Muszę podziękować pani Basi,że mnie namówiła do tego. Już w poniedziałek muszę się wstawić w Spale. Ale fajnie. 
Wracając do domu wstąpiłam jeszcze do sklepu i kupiłam butelkę wina dla pani Bartman. Po dojechaniu do Łodzi pojechałam prosto do domu Bartmanów.Drzwi otworzył mi Zibi.
- Cześć - ucałował mnie w policzek- wchodź.- wpuścił mnie do środka.
- Hej jest twoja mama ? 
- A już miałem nadzieję, że to do mnie przyszłaś nie do mojej mamy. Cóż nadzieja matką głupich.
- Oj z tobą też pogadam ale najpierw twoja mama, gdzie ? 
- W kuchni.- westchnął i przewrócił oczami. Z uśmiechem skierowałam się tam.
- Dzień dobry pani Basiu co słychać ? 
- O,cześć Ela a dziękuje dobrze a u ciebie jak tam ? Odzywali się już ?
- U mnie wręcz wspaniale. Właśnie wracam z Warszawy iii...- przeciągnęłam- mam to. Jestem psychologiem kadry.
- Jakiej kadry ? - wszedł do kuchni Zbyszek.
- Co kadry ?- udałyśmy głupie z panią Basia.
- No słyszałem jak mówiłaś że zostałaś psychologiem kadry ale jakiej ? 
- Zdawało ci się. - machnęłam ręką. Nie chciałam mu nic mówić, bo chciałam zrobić mu niespodziankę w Spale.
- Nie rób ze mnie idioty okej ? - spojrzał na mnie z byka.
- Ja ? ! W życiu.
- No to jaka kadra ? - czy on nigdy nie odpuszcza ? 
Westchnęłam.
- Piłkarzy.
- Serio ? -zdziwił się - a miałem nadzieję, że naszym, bo słyszałem że PZPS poszukuje psychologa dla nas i myślałem że może...-pomachał dłonią i nie skończył wypowiedzi.
- Przykro mi. Ale może wam się trafi jakiś fajny psycholog, kto wie może też kobieta. 
Postał chwile, pomyślał i nie mówiąc już nic wrócił do salonu.
- Ciesze się bardzo,że ci się udało. 
- Nawet pani nie wie jak ja się cieszę. Jak odebrałam wczoraj telefon to nie wierzyłam własnym uszom a po zakończeniu rozmowy zaczęłam skakać jak głupia ze szczęścia.
- Wiesz, jest w tym też druga dobra rzecz.
- Tak?,a jaka ? 
- To w zasadzie jest moja prośba...czy mogłabyś mieć tam Zbyszka na oku ? 
- Oczywiście pani Basiu. Będę tam o niego dbać. Niech pani będzie spokojna.
Chwila ciszy.
- A jak sobie pani tu sama poradzi ? 
- O mnie się nie martwcie. Dam sobie rade.
- Na pewno ? 
- Tak, na pewno. 
- Jak coś to wie pani że może do mnie dzwonić ? 
- Tak pamiętam. 
Wtem z salonu dobiegł nas głos Zbyszka.
- Długo mi oddasz tą Ele, też chce z nią pogadać ? - zaczęłyśmy się śmiać.
- Idź do niego.
Wstałam z krzesła i poszłam do Bartmana.
- Już się tak za mną stęskniłeś ? Ja nie wiem jak ty beze mnie wytrzymasz w Spale ?- zaśmiałam się i usiadłam na fotelu.
- Chciałem z tobą pogadać. 
- To mów o czym.
- Chodzi o..oo..
- No Zbyszek, walnij prosto z mostu.
- Chodzi o to,że się chyba zakochałem.
- I bałeś się mi o tym powiedzieć ? Wiesz przecież, że mi możesz mówić wszystko. - na twarzy miałam uśmiech,tylko że trochę wymuszony, bo tak naprawdę zakuło mnie coś w sercu. 
- No wiem, ale ja nigdy nikomu nie mówiłem o takich sprawach.
- To powiedz kim ona jest ?
- Ma na imię Hiacynta- musiałam przegryźć wargę, żeby się nie zaśmiać. Co za imię ? - Jest ode mnie 4 lata młodsza, brunetka,brązowe oczy, wysoka i sportsmenka. 
- A jaki sport uprawia ? 
- Jest szczypiornistką.
- Oo...to zapewne też dostała powołanie na kadrę i będzie w Spale.
- Tak będzie.- uśmiechnął się.
- A tak poza reprezentacją w jakim klubie gra ? 
- Gra w Vistali Gdynia.Pozycja:obrotowa.
- Gratuluje i co?, życzę szczęścia.
- Nie dziękuje,żeby nie zapeszać.
U Bartmanów posiedziałam jeszcze godzinkę i wróciłam do siebie.
4 maja 2014r- Łódź
Siedzę na łóżku i jestem załamana. Muszę się spakować, bo jutro już do Spały a ja nie wiem co do walizki wsadzić. Mam zdecydowanie za dużo ubrań. Siedzę i patrzę na te walające się po mojej sypialni ubrania. Niby wiem że muszę zabrać ze sobą większą część odzieży sportowej, w końcu nie jadę tam na wybieg mody tylko do pracy, ale wiem też że muszę wziąć jakieś bardziej normalne ciuchy np. sukienkę, spódnice, jakąś bluzkę na ramiączka nie polo itp. Po spędzeniu połowy dnia nad pakowaniem się w końcu się udało i dosunęłam walizkę na ostatni suwak. Rozejrzałam się jeszcze po domu czy wszystko co będzie mi tam potrzebne spakowałam,po kontroli stwierdziłam iż wszystko mam. Następnie zadzwoniłam do Zbyszka z życzeniami urodzinowymi i mówiąc mu przy okazji,że prezent dostanie niebawem.Czas do końca dnia przeznaczyłam na leniuchowanie. Wieczorem wzięłam długą kąpiel, nastawiłam budzik na 5:30 i poszłam spać.
5 maja 2014r- Łódź/Spała
Budzik zadzwonił a ja nie miałam ochoty wstawać. No ale w końcu się zmusiłam do tego i poszłam do kuchni zrobić sobie jakieś śniadanie i naszykować na drogę termos z kawą i kanapki. Po śniadaniu poszłam do łazienki się umyć,ubrać i uczesać i umalować. 
 Z domu wyszłam o 6:37. Zamknęłam drzwi, obeszłam go jeszcze dookoła czy wszystko pochowałam i sprawdziłam czy wszystkie okna pozamykałam. Po sprawdzeniu poszłam do sąsiadki aby zostawiać jej klucz, żeby opiekowała się moimi kwiatuszkami. Następnie wsiadłam do samochodu i ruszyłam do Spały.
Dojechałam po 2 godzinach jazdy. Zaparkowałam przed ośrodkiem. Wysiadłam i rozejrzałam się dokoła. Jak tu ładnie. Wyjęłam walizki z samochodu i wraz z nimi ruszyłam do środka. W recepcji zastałam starszego pana.
- Dzień dobry. Nazywam się Ela Górka i jestem psychologiem siatkarzy.
- Dzień dobry. Zaraz sprawdzę.- po chwili szukania w komputerze, mężczyzna znów na mnie spojrzał- Tak jest dla pani przydzielony pokój jednoosobowy. Drugie piętro, pokój 112. A tu jest kluczyk do niego.- podał mi klucz.
- Dziękuje bardzo.
Odeszłam od niego i ruszyłam w stronę wind. Wjechałam winda na odpowiednie piętro i znalazłam swój pokój. Ciekawe czy już jest ktoś ze sztabu albo z zawodników ? Pokój nawet nawet. Zaraz przy drzwiach jest łazienka, później jest centralna część pokoju. Jest łóżko,całkiem wygodne, szafa obok, szafeczka nocna z drugiej strony, mała komódka z telewizorem i okno. Jak dla mnie  to w zupełności wystarczy. Po rozejrzeniu się, zabrałam się za rozpakowanie walizek. Godzina czasu i wszystko gotowe. Usiadłam na łóżku i czekałam aż usłyszę na korytarzu jakiś głos,całe piętro jest siatkarzy. Po niespełna pół godzinie pojawiły się jakieś głośne rozmowy i śmiechy.
- Bartku gdzie masz swój pokój ?
- Igła powiedz, że nie masz swojej kamery ? - pytał ktoś błagalnie.
- O to mój...
- To mój..
I znów cisza. Ja sobie nadal siedziałam w pokoju. Po kilku minutach ktoś wyruszył na kontrole, ile osób już przybyło. Pukał do wszystkich drzwi. Przyszedł i do moich drzwi. Puk puk... Wstałam i poszłam otworzyć. Za drzwiami stał człowiek z kamerą i wielkim bananem na twarzy. 
- O przepraszam.-zlustrował mnie od góry do dołu -  A pani to ja nie znam ? -przechylił głowę na bok.
- Proszę wejść do środka. - wszedł a ja zamknęłam drzwi.- Nazywam się Ela Górka i jestem psychologiem siatkarzy.
- Naprawdę ? - zdziwił się.
- Tak naprawdę. 
- Przepraszam za to moje zdziwienie, ale to jest pierwszy raz chyba, przynajmniej odkąd ja gram w reprezentacji, żeby kobieta była z nami. 
- Nie szkodzi. 
- To co, witamy w drużynie. A tak w ogóle jestem Krzysiek Ignaczak, ale mówią na mnie Igła.
- Miło mi. 
Igła nadal stał i mi się przyglądał. 
- Ja cię chyba skądś kojarzę. Podobna jesteś strasznie do kogoś tylko do kogo ? - dalej się zastanawiał- Ale ja się dowiem i przyjdę sprawdzić czy to przypadkiem nie ty.
- Okej. Tylko jak się dowiesz to przyjdź najpierw do mnie.
- Tak oczywiście. A teraz przepraszam idę dalej zobaczyć kto się już pojawił.- i poszedł.
Czyżby się domyślał kim jestem ? Może dobrze by było jakbym im powiedziała już na wstępie ? Nie wiem co robić ? Poczekam i zobaczę co odkryje Igła. Przed 12 znów zawitał do mnie Igła.
- Przyszedłem poinformować, że za 10 minut obiad.
- O.. dziękuje bardzo. Tylko...- podrapałam się po głowie.
- Nie wiesz gdzie stołówka ? - zaśmiał się.
- No tak.
- To chodź, oboje pójdziemy. - wróciłam szybko do środka po kluczyk i telefon i razem poszliśmy na stołówkę.
Na stołówce zastaliśmy już większą część siatkarzy ale Zibiego jeszcze nie było.
- Ty Igła co to za dziewczyna ? - spytał Kurek.
- Panowie, to jest Ela nasza nowa pani psycholog.
- Cześć. - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
- Hahahaha- zaśmiał się Kurek - dobre sobie. A teraz Igła nie żartuj tylko mów prawdę !- już go nie lubię.
- Tylko, że ja nie żartuje. To jest pani psycholog.
- Cześć Marcin jestem. - podszedł i podał mi dłoń Możdżonek.
- Ela miło mi. - uśmiechnęłam się.
- To zapraszamy do nas. Zjemy razem obiad a potem cię oprowadzimy po Spale, o ty na to ? - spytał Hain.
- Dzięki. Z wielką chęcią.
Panie kelnerki podał obiad. Na pierwsze danie zupa krem z pomidorów a na drugie ziemniaczki i kotlet mielony z sałatką z kapusty czerwonej. Zaczęliśmy jeść gdy na stołówce rozległ się czyjś głos. Znany mi głos.
- Cześć chłopaki. Ale trafiłem akurat na obiad.
- Zibi chłopie jak dobrze cię widzieć. - poderwał się z miejsca Igła. Podszedł do niego i uściskał. Reszta zrobiła to samo.
- A ta pani to kto ?
- A to Zbysiu jest Ela, nasza nowa psycholog.
- Ooo...jaki zbieg okoliczności bo i piłkarze dostali panią psycholog o takim imieniu.
- Co ty ?! Nie widziałeś ich psychologa. Porażka jakaś. Jakiegoś starego dziadka dostali. - zaśmiał się Kłos.
- Naprawdę. - podszedł do mnie. - Dzień dobry. Zbyszek Bartman jestem.- ja dusiłam w sobie tylko śmiech. Wstałam i ja.
- Cześć. My się chyba już znamy. - zaśmiałam się na widok jego miny.
- Elka ty małpo - porwał mnie w swoje ramiona i zaczął się ze mną kręcić - przecież ty ... aaa...to to miała być ta niespodzianka.
- Tak i widocznie mi się udała.
- Udała i nie wiesz jak bardzo. Cieszę się, że tu jesteś. - pocałował mnie w policzek.
- To wy się znacie ? - spytał nie rozumiejący nic Igła.
- Tak. Przyjaźnimy się od dłuższego czasu.
- Aha. - tylko tyle powiedział.
Wróciliśmy do jedzenia obiadu. Zbyszek siedział obok mnie i się cieszył.Po posiłku poszedł odstawić walizkę do swojego pokoju i razem z chłopakami poszliśmy na podbój Spały. Wszystko było by fajnie gdyby nie ten palant Kurek. No co z niego za typ. Kłóci się ze mną o byle co.
- Boże czego ty się tak kręcisz ? Jak smród po gaciach. - łaził wszędzie, przepchał się między nami twierdząc, że chcę z którymś z chłopaków pogadać.
- Nie mów tyle bo ci się, żylaki na zębach porobią.
- Turlaj dropsa.
Chłopaki się z nas śmiali. Ja jednak nie chcąc sobie psuć pierwszego dnia tutaj zaczęłam go olewać.
Lecz nie myślałam, że to olewanie przerodzi się w wojnę.

~*~
Na początek wielkie PRZEPROSINY, za to że tak długo mnie nie było. Ale miałam sesje i musiałam nieźle przysiąść tyłek. Ale zaliczyłam i oficjalnie też mam już wakacje :D
Mam nadzieje,że jest tu jeszcze ktoś kto to będzie czytał i zaglądał :)

Pozdrawiam was bardzo gorąco :*
PS: Życzę wam udanych, niezapomnianych i bezpiecznych wakacji. :)

Do następnego :**

poniedziałek, 8 czerwca 2015

#4-"Nie pozwól, by troski z przeszłości lub obawa o przyszłość, zabrały Ci radość dnia dzisiejszego."

- O wróciłaś. Zbyszek ? Ze Zbyszkiem jest dobrze, godzinę temu przywieziono go na sale. Jednakże ta doba będzie decydująca.
- Bogu dzięki. - usiadłam obok pana Jerzego.
- Pozałatwiałaś wszystko ?
- Tak. Poroznosiłam ulotki o zbiórce krwi, zabrałam kilka rzeczy z domu, odwiedziłam panią Basie. Jest w totalnej rozsypce. Zarzuca sobie, że jest złą matką, bo nie jest teraz przy Zbyszku.
- Basia nie jest złą matką. Jest cudowną kobietą, żoną i matką. Ostatnio spotkało ją wiele nieszczęść ale ona jest silna i da radę. Zbyszek ma to po niej. Wiele osób mówi, że Zbyszek tą waleczność, siłę i upór ma po Leonie ale to nie prawda. To Basia nigdy się nie poddawała i nie poddaje. Zawsze dąży do wyznaczonego sobie celu, i choć wielu mówi "Baśka odpuść nie dasz rady", to ona robi im na przekór i osiąga to co chce.
- Ja także jej powiedziałam, że jest cudowną matką, że musi wykrzesać w sobie siłe aby móc być podporą dla Zbyszka.
- Wiesz, jak pojechałaś byłem w tej kapliczce tu za rogiem. Dziękowałem Bogu za to, że postawił Cię na drodze Zbyszka i naszej. Nie wiem czym sobie zasłużyliśmy na to ale cieszę się, że jesteś.
- Tak naprawdę to Zbyszek się pojawił na mojej drodze. Poznałam go w szpitalu w którym leżałam po przeszczepie serca...- i tak opowiedziałam panu Jerzemu całą historię o poznaniu Zbyszka.
- Ty się kochaniutka nie powinnaś denerwować i przemęczać. Powinnaś wrócić do domu i się przespać, odpocząć.
- O nie. Ja nigdzie nie idę. Zostaję tu przy Zbyszku razem albo i bez pana. Jeżeli jest pan zmęczony, wynajęłam pokój w hotelu tu obok szpitala, może iść się pan przespać.
- Nie dziękuje. Mam tu kolegę, przenocuje u niego.
Siedzieliśmy w milczeniu. Znów odezwał się dziadek.
- Wiesz dzwonił do mnie przyjaciel Zbyszka, chciał się dowiedzieć co z nim. Opowiedziałem mu co i jak. Obiecał, że jutro przyjedzie.
- Dobrze, że Zbyszek ma takiego przyjaciela. Wie pan, że to mało spotykane mieć takiego przyjaciela od serca ?
- Wiem. Ale, mogę powiedzieć, że ty i Zbyszek też takimi jesteście.- uśmiechnęłam się tylko do niego.
O 21 pan Bartman poszedł. Powiedział, że jest zmęczony, w końcu starość nie radość. Ja poprosiłam lekarza, żeby pozwolił mi zostać przy Bartmanie. Z trudem, ale się zgodził. Wróciłam do pokoju Zbyszka i usiadłam na stołku. Trzymając go za rękę usnęłam, choć przyrzekłam sobie,że nie będę spać. Ze snu wybudził mnie ciągły, piszczący dźwięk. Obudziłam się i spojrzałam na monitor nad łóżkiem. To Zbyszek! Jego serce się zatrzymało ! Z płaczem pobiegłam po lekarza!
- Panie doktorze Zbyszek ! Szybko. - lekarz pobiegł ze mną szybko do sali nr 9. Kazał mi się odsunąć a sam rozpoczął masaż serca.
-... trzynaście, czternaście,piętnaście...- uciskał klatkę piersiową siatkarza. Do sali pielęgniarka wprowadziła defibrylator.
- Siostro 1000J, biegiem !
- Gotowe.
- Odsunąć się. Ładuje. - i wystrzał. Dalej nic.
Próbowali tak kilka razy. Ja siedziałam w kącie i płakałam modląc się, żeby to serce zaczęło bić. I jakby wysłuchano moich modlitw serce zaczęło bić.
- Udało się. Pan Zbyszek jest z nami. - lekarz coś jeszcze posprawdzał i podszedł do mnie.- Pani Elu już dobrze. Serce bije tak jak powinno. Miejmy nadzieję, że taka sytuacja się już nie powtórzy. Może pani wrócić na swoje miejsce. - uśmiechnął się do mnie i otarł mi łzę z policzka.
- Dziękuje panie doktorze.
Lekarz wyszedł z sali. Ja wróciłam na stołek. Dalsza część nocy upłynęła spokojnie.
11 grudnia 2013r- Warszawa.
Po akcji z zatrzymaniem się serca już nie usnęłam. O 8 zadzwonił do mnie pan Jurek i powiedział, że dzisiaj nie przyjedzie do szpitala bo chce wrócić do Łodzi i tak jak ja przywieźć trochę rzeczy. Powiedziałam mu, żeby spokojnie wrócił do Łodzi i niczym się nie martwił.
O 11 na oddziale pojawił się wysoki brunet, który, jak udało mi się usłyszeć, szukał Zbyszka. Ja w tym czasie nadal siedziałam przy łóżku. Po chwili wszedł na salę.
- Ups...-zmieszał się. Uśmiechnęłam się do niego i poprosiłam abyśmy wyszli na korytarz.
- To ty jesteś tym przyjacielem Zbyszka tak ?
- Tak. Michał Kubiak jestem.
- Ela Górka miło mi. - uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Co z nim ?
- Nie wiem na ile jesteś poinformowany ?
- Wiem o wszystkim dokładnie do ostatniej operacji, do wczoraj.
- A no to później nic takiego się nie działo. Dopiero nad ranem Zbyszek...- znów w oczach stanęły mi łzy.
- Co z nim ?
- Serce mu się zatrzymało. Myślałam, że już się nie da go uratować ale udało się. Wszystko jak na razie jest w porządku.
- O matko. - Michałowi też się łzy pojawiły w oczach.
- Ej tylko nie płacz. Musimy być silni, on nas potrzebuje. - podeszłam i go przytuliłam. - Chcesz to wejdź do niego i posiedź przy nim. Ja w tym czasie skoczyłabym do hotelu, wykąpała się i przebrała, okej ?
- Tak. Idź.
W hotelu szybko się wykąpałam, przebrałam i chciałam iść do szpitala, ale odezwał się mój żołądek tak więc wcześniej zjadłam jeszcze obiad w pobliskiej restauracji. Po posiłku wróciłam na oddział. Na korytarzu nie było Michała więc zapewne siedzi przy łóżku przyjaciela. Cichutko stanęłam w drzwiach. Kubiak siedział tyłem do mnie i mówił do Zbyszka.
- Zbyszek proszę wróć do nas. Masz jeszcze tyle do zdobycia, do zobaczenia. Zawsze mi mówiłeś, że chcesz się zakochać, ale tak prawdziwie. I co chcesz z tego zrezygnować ? Przecież ty nigdy nie rezygnujesz. To ty mi zawsze suszyłeś głowę jak chciałem odpuścić sobie kolejny męczący trening na plaży lub w siłowni. A co z naszymi planami ? Mistrzowie Świata, złoto IO, co z naszymi dziećmi, które mamy mieć w jednym wieku ? Co z hucznymi weselami ? Mieliśmy sobie obaj nawzajem pomagać, wspierać się jak żona nie da nam obejrzeć meczu bo m jak miłość leci. I ty chcesz to zaprzepaścić ? Chcesz zostawić mnie, dziadka, mamę, Ele, chłopaków, kibiców ? Wracaj, proszę cię.!- Kubiak, jak Boga kocham, płakał. Mi, jak go słuchałam, też popłynęły łzy. Michał chyba usłyszał moje pociąganie nosem bo się odwrócił w moją stronę. Widząc mnie zapłakaną, tak jak ja wcześniej tak on teraz, podszedł i bez żadnych słów mnie przytulił.
13 grudnia 2013r-Warszawa
Siedzimy we czwórkę w szpitalu. Na korytarzu siedzi mama Zbyszka, Michał i pan Jurek, ja siedziałam przy Zbyszku. Trzymałam go, jak zwykle to robiłam, za ręke. Nagle coś mnie zaczęło smyrać po dłoni, delikatnie i ledwie odczuwalnie. Aż mi serce stanęło z szoku. Spojrzałam na dłoń, potem na Zbyszka i moje serce zaczęło bić tak mocno, że myślałam że mi wyskoczy.
- Zbysiu...- uśmiechnęłam się i łzy pociekły mi po polikach, ale to ze szczęścia.- Poczekaj idę po lekarza.
Wyszłam z sali, obwieściłam pozostałym, że Zibi się obudził i poszłam po lekarza. Niestety nie było doktora Wójcika, bo miał ciężką operacje ale był doktor Zasoń.
- Doktorze pacjent z 9 sie obudził.- lekarz wrócił wraz ze mną na salę.
Medyk zaczął badać Zbyszka i spisywał jakieś parametry do karty.
- Panie Zbyszku boli coś pana ?
- Nie. - wychrypiał Zbyszka.
- Dobrze. Jak na razie jest na silnych lekach przeciwbólowych - zwrócił się do mnie. To po co się pyta czy go coś boli ? Gdzie tu logika.?- Cieszymy się że jest pan tu z nami. Jakby się coś działo proszę mnie wzywać !- nakazał i wyszedł. Okropny z niego lekarz. Ani się nie uśmiechnie ani nie wytłumaczy co dalej, nic kompletnie nic. Przeciwieństwo doktora Wójcika.
- Zbyszek nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam. Boże jedyny...- łzy skapywały mi na jego dłoń.
- Nie płacz. Ja się nigdzie nie wybieram. - uśmiechnął leciutko.
- Ide zawołam twoją mamę, bo to ona jest chyba w najgorszym stanie psychicznym.- wyszłam na korytarz a do Zbyszka weszłam jego mama.
Widać było jak płakała, ale to ze szczęścia i zarazem chyba ulgi że jej syn żyje, przytulała i zaczęli rozmawiać. Spojrzałam po dwóch panach i na ich policzkach także zobaczyłam łzy.
- Nie płaczcie. Zbyszek nie chce nas widzieć płaczących.
- Mówiłem, że to silny facet. Nawet chwile po obudzeniu się, zaczyna żartować. - powiedział ocierając łzy pan Jerzy.Michal się zaśmiał.
W szpitalu spędziliśmy cały dzień. Po godzinie 20 każdy wrócił do swoich tymczasowych kwater. Ja jakbym mogła to bym się unosiła nad ziemią ze szczęścia. W hotelu po kąpieli zadzwoniłam do brata.
- Cześć kochany braciszku.- uśmiechnęłam się słodko do niego.
- Cześć siostra. Co słychać ? Jak tam z tym Zbyszkiem.
- Cudownie jest. Zbyszek się obudził i chyba wszystko zaczyna wracać do normalności. A ty ? Tata ? Drugi brat ? Bratowa ? Dziadkowie ?
- Ja jak zawsze wyśmienicie. Tata...no cóż tata się rozwodzi.
- Co ? - wytrzeszczyłam oczy. W sumie to i dobrze, nigdy nie lubiłam macochy.- co na to babcia ?
- Co babcia ? Nic. Przecież ojciec jest dorosły wie chyba co robi. Nasz drugi brat też się jakoś trzyma a moja kochana żona z dnia na dzień co raz piękniejsza. - uśmiechnął się.
- No to super. Tęsknie za wami.
- No to co za problem? Samolot i zapraszam do domu.
- Może niedługo. Nie chcę jak na razie zostawiać Zbyszka. Jeszcze będziesz miał mnie dość.
Gadaliśmy tak chyba ze dwie godziny, aż w końcu postanowiłam zakończyć rozmowę ponieważ chciało mi się spać.
24 grudnia 2013r- Warszawa.
Dziś Wigilia. Zbyszek nadal jest w szpitalu. Dochodzi do zdrowia. Lekarz powiedział, że jak tak dalej pójdzie to za dwa tygodnie wypuści go do domu. Wczoraj jadąc do Warszawy, zabrałam ze sobą mamę Zbyszka, wraz z jakimiś smakołykami i prezentami. Ja również miałam prezenty. Wigilię miałam spędzić w Anglii ale w ostatniej chwili poinformowałam rodzinę że jednak się nie pojawię. Tak więc spędzam ją ze Zbyszkiem, jego mamą,Michałem, dziadkami - poznałam i babcię Bartman i wiecie co? Ona jest kompletnym przeciwieństwem pana Jerzego. Jest nadętą, zarozumiałą kobietą po 70. Jednym słowem: wiedźma. Oby mi się tak nie wyrwało przy nich, bo by była checa. Świętowanie zaczęliśmy o 17.
- Zbyszku życzę ci, dużo zdrowie bo to najważniejsze, miłości, szczęścia, w lotto milionów wygrania, najlepszych przyjaciół jakich możesz sobie tylko wymarzyć, mistrza świata, złota olimpijskiego, gromady dzieci, kochającej żony i czego sobie jeszcze zażyczysz. - tak brzmiały moje życzenia. U pozostałych to było tak prosto: zdrowia, szczęścia, pomyślności i szczęśliwego Nowego Roku. Po połamaniu się opłatkiem zaczęliśmy jeść dania, na które pozwolił Zbyszkowi lekarz.

~*~
Mamy kolejny. Sprawa życia Zbyszka rozstrzygnięta.;)

Pozdrawiam ;*

niedziela, 7 czerwca 2015

#3-"Dlaczego wszystko zaczyna się sypać, gdy dochodzimy do wniosku, że jesteśmy szczęśliwi ?"

9 grudnia 2013r- Łódź
Wstałam o 12. Kaca nie miałam bo nie piłam ale byłam zmęczona tym wczorajszym szaleństwem. Po wzięciu długiej orzeźwiającej kąpieli pomaszerowałam do kuchni zrobić sobie jakieś kanapki. Z talerzem kanapek i kubkiem herbaty poszłam do salonu. Tam włączyłam telewizor. W zasadzie nic ciekawego w nim nie leciało ale zdecydowałam się w końcu na powtórkę wczorajszego meczu. W połowie drugiego seta nadawanie zostało przerwane z racji jakiś wiadomości z ostatniej chwili.
"Wiadomości z ostatniej chwili. Autobus wiozący zawodników włoskiego klubu siatkarskiego Pallavolo Modena miał wypadek na trasie Łódź- Warszawa. Autobus najprawdopodobniej wpadł w poślizg. Nie wiem jak na razie jaki jest stan poszkodowanych, czy jest jakaś osoba śmiertelna. Jak na razie musimy uzbroić się w cierpliwość. Karolina Szostak- Polsat Sport"
To co miałam akurat w buzi wyplułam. Nie dowierzałam w to co słyszę. Po prostu nie mogę. Jak to ? Może to pomyłka ? Biegiem ruszyłam do pokoju po telefon. Wykręciłam numer do Zbyszka. Próbowałam pięć razy za każdym razem to samo: abonent chwilowo niedostępny...srele morele. Niech on odbierze. Modliłam się. Nic z tego. Ubrałam aię i nie wiedziałam co robić. Gdzie ich szukać ? W którym szpitalu ? Boże pomóż ! spojrzałam w górę. I wtedy przypomniało mi się co mówiła dziennikarka: trasa Łódź- Warszawa. Ubrałam kurtkę, buty zabrałam kluczyki i ruszyłam trasą na Warszawę. Ciekawe czy jechali tędy czy nie pojechali jakimś innym objazdem ? Ale jak teraz zawrócę to się nie dowiem.
Jadę tak już półtorej godziny. W końcu znalazłam ich. Wypadek był na wysokości Milanówka. Zaparkowałam kawałek od miejsca zdarzenia. Biegiem ruszyłam do jednego z policjantów pilnującego aby nikt nie przedarł się pod taśmą.
- Dzień dobry. Powie mi pan jaki jest stan poszkodowanych ?
- Dzień dobry. Przepraszam ale nie mogę udzielać informacji nikomu z poza rodziny.
- Ale ja jestem narzeczoną jednego z zawodników. Zbigniew Bartman to mój narzeczony.
- A jak ja mam pani w to uwierzyć ? - spytał. I tu mnie kurde zagiął. Ale przypomniało mi się jedno ze zdjęć jakie sobie zrobiliśmy idąc wczoraj na imprezę. Dobrze że zrobiliśmy je moim telefonem.
- A zdjęcie może być ? - przytaknął.Pokazałam mu fotografie.
- Jak na razie wiemy, że jest jedna osoba śmiertelna, wszystkich pozostałych zabieramy do szpitala na Józefów.
- Dziękuje panu bardzo. - uścisnęłam go i wróciłam do auta.
Niestety musiałam jechać objazdem gdyż tu zablokowano całą trasę. Tak więc nadrobiłam 10 kilometrów. Do szpitala dotarłam po godzinie.
Równo o czwartej wpadłam do recepcji.
- Dzień dobry przywieziono tu poszkodowanych zawodników z wypadku.
- Dzień dobry. Tak przywieziono.- odpowiedziała mi starsza kobieta.
- Na którym oddziale ich znajdę ? I uprzedzam pani pytanie jestem narzeczoną jednego z zawodników a tu ma pani dowód. - także pokazałam jej zdjęcie.
- Czwarte piętro.
- Dziękuje. - odeszłam od lady. Skierowałam się w stronę wind. Wjechałam na odpowiednie piętro a tam znowu to samo przesłuchanie co z policjantem i recepcjonistką.
- To niech mi pan teraz powie jaki jest ich stan ?
- Stan ogólny jest dobry tylko...- tu zawiesił głos. - Stan pana Bartmana jest krytyczny. Żyje tylko dzięki aparaturze. Ma rozległe urazy wewnętrzne i czaszkowo-mózgowe. Potrzebna jest krew.
Zrobiło mi się słabo. Musiałam usiąść.
- Słabo pani ? Może wody ? - zapytał lekarz podtrzymując mnie pod ręke.
- Nie dziękuje. Czy jest szansa że...
- Nie mogę tego pani obiecać. Przykro mi.
Wtem z jednej z sal wyszła pielęgniarka, która wołała lekarza.
- Przepraszam obowiązki. Jakby pani czegoś potrzebowała proszę pytać o doktora Wójcika. - poklepał mnie po ramieniu i się uśmiechnął.
Po odejściu lekarza łzy zaczęły mi lecieć. On nie może umrzeć. Nie może mnie zostawić. Przecież jego mama się załamie. Po lekkim ogarnięciu się spytałam pielęgniarkę gdzie znajdę Zbyszka. Sala 9. Weszłam do sali. Zbyszek leżał spokojnie na łóżku, spał. Był popodpinany do różnego rodzaju aparatury kontrolującej jego parametry życiowe jak i pomagająca oddychać. Miał dwa welflony. Obandażowaną: rękę, nogę i głowę. Wyglądał tak niewinnie. Serce mało mi nie pękło z rozpaczy. Podeszłam po cichutku do niego. Podsunęłam sobie stołeczek na którym później usiadłam. Wzięłam delikatnie ujęłam jego ciepłą dłoń w swoje i uniosłam do ust. Pocałowałam ją i wtedy już kompletnie się rozkleiłam.
- Zbyszek proszę cię walcz. Nie poddawaj się, nie możesz. Słyszysz ?! Nie zostawiaj mnie, swojej mamy, chłopaków z drużyny: z klubu jak i reprezentacji. Nie zostawiaj kibiców, którzy jak się domyślam modlą się o ciebie. Wróć do nas ! Jesteś nam potrzebny. Mimo, że znamy się dopiero miesiąc ale to wystarczyło byś stał się dla mnie kimś bliskim, kimś z kim mogę pogadać o wszystkim, pośmiać się z byle głupoty nawet przez internet ale wierz mi dla mnie to dużo znaczy. Wróć my ci pomożemy we wszystkim, nie zostawimy cię. Tylko wróć. - położyłam głowę na jego dłoni i płakałam. Tylko żeby ten mój płacz coś mógł pomóc, ale to chyba musiałby się stać cud. Siedziałam z nim długo. Płakałam, opowiadałam mu jakieś swoje głupie przygody z życia, głaskałam go, poprawiałam mu kołdrę żeby mu nie było zimno. O 20 niestety musiałam wyjść. Na odchodnym obiecałam mu, że jutro wrócę.
Nie chciałam wracać do Łodzi, po prostu nie miałam na to siły. Tak więc zdecydowałam się na hotel. Po zameldowaniu się w pobliskim hotelu poszłam do pokoju. Tam wzięłam długą kąpiel. Gdy wyszłam zastanowiłam się co robić dalej.? I wymyśliłam. Jutro po wyjściu od Zbyszka, muszę wyjść wcześniej ale to dla jego dobra,wrócę do Łodzi, pojadę do mamy Zibiego poinformuję ją o stanie Zbyszka, później poudostępniam informacje o zbiórce krwi dla siatkarza na portalach społecznościowych, zaniosę do jakiś sklepów, klubów, ośrodków zdrowia, szpitali wszędzie gdzie się da.
Następnego dnia obudziłam się o 6:30. Szybko się ubrałam, umalowałam i po opłaceniu hotelu ruszyłam do szpitala. Boże jak ja nie cierpię szpitali.! Czwarte piętro. Pokój nr 9. I szok ! W sali brak Zbyszka. Przez głowę przeleciały mi najczarniejsze myśli.
- Nie tylko nie to..!!!- upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Dopiero przechodząca obok mnie pielęgniarka zapytała co się stało.
- Nie wie pani gdzie jest ten pacjent ?
- Jest na operacji, godzinę temu dostał silnego ciśnienia śródczaszkowego i konieczna była operacja.
- A długo to jeszcze potrwa ?
- Nie jestem w stanie tego pani powiedzieć. Może to być nawet kilka, kilkanaście godzin, gdyż jest to poważna operacja.
- Dziękuje pani bardzo. - pielęgniarka wróciła do swoich obowiązków.
Usiadłam na krzesełku i czekałam. Po kilku godzinach dosiadł się do mnie, straszy mężczyzna, taki już po 70.
- Przepraszam panią nie wie pani gdzie znajdę salę Zbyszka Bartmana ? 
- Sala numer 9. Ale nie znajdzie go tam pan, Zbyszek w tej chwili ma operacje.
- A pani skąd to wie ? Zna pani mojego wnuka ? - o czyli mam przyjemność z dziadkiem Bartmanem.
- Tak, przyjaźnimy się.Jestem Ela.- uśmiechnęłam się - Jego mama też tu jest ?
- Nie, Basia nie przyjechała. Załamała się kobieta. Zaledwie miesiąc temu straciła męża, ja syna,a teraz może stracić syna. Nie daj Panie Boże.
- Wiem, przykro mi z powodu syna, Zbyszek mi mówił. A pan jak się trzyma ?
- Dobrze nie jest, ale Zbyszek to mój jedyny wnuk, kocham go najbardziej na świecie. Martwię się o niego.
- Niech pan wierzy że ja też. Wczoraj się jeszcze śmialiśmy, tańczyliśmy wraz z kolegami z drużyny i ich partnerkami a teraz wszyscy leżą w szpitalu. Zbyszek walczy o życie, jeden nie żyję a stan pozostałych jest podobno dobry tylko on..- znowu się rozkleiłam.
- Nie płacz dziecko. Zbyszek to silny facet. da radę. - przytulił mnie - Teraz jedyne co możemy robić to być przy nim i się modlić o niego.
- Ma pan rację, ale ja jeszcze dzisiaj muszę wrócić do Łodzi. Zabiorę kilka rzeczy, rozniosę informację o zbiórce krwi dla niego i tu wrócę.
- To leć kochaniutka. Ja tu będę siedział i czekał. Jak chcesz to podaj mi numer telefonu, to cię będę informował jak by się coś działo.
- Napewno mogę jechać ?
- Tak.
- Dobrze. Tu..- zaczęłam pisać swój numer na kartce- jest do mnie numer. I proszę niech pan dzwoni.
- Obiecałem ,że będę dzwonił.- już chciałam odejść, ale jeszcze zatrzymał mnie senior Bartman - Aaa Ela mogłabyś jeszcze zajrzeć do Basi i sprawdzić co u niej  ?
- Oczywiście. - dał mi karteczkę z adresem i teraz już odeszłam.
Do Łodzi dojechałam na 10. Szybko na komputerze napisałam informacje. Część udostępniłam na facebooku, twitterze,instagramie itp a resztę wydrukowałam. Jeździłam po mieście rozwożąc je. Gdy dotarłam do domu rodziców, zapukałam delikatnie w drzwi. Otworzyła mi pani Basia. Wyglądała, delikatnie mówiąc, strasznie. Sińce pod oczami, włosy w nie ładzie, ubrana w jakiś stary dres, oczy zaczerwienione od płaczu.
- Dzień dobry. Jestem Ela przyjaciółka Zbyszka.
- Dzień dobry. Wejdź proszę. - wpuściła mnie do środka. - Siądź sobie. Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuje. Ja tylko chciałam zobaczyć jak się pani trzyma. Czy czegoś pani nie potrzeba ? Może w czymś pomóc ?
- Nie, kochana. Dziękuje, wszystko mam. A trzymać się jakoś muszę. Czekam i modlę się o Zbyszka. Chciałam do niego pojechać, ale po prostu nie jestem w stanie. Co ze mnie za matka, że nawet przy synu nie jestem gdy nie wiadomo czy wyjdzie z tego ? - usiadła na fotelu i zaczęła płakać.
- Jest pani cudowną matką. Niech pani wierzy, że wiem co mówię. Bo to jak się Zbyszek o pani wypowiada jest piękne. On nie powiedział o pani nigdy złego słowa. Więc niech pani nie mówi,że jest zła matką. Ja nie miałam takiego szczęścia jak on. Nie pamiętam swojej mamy, zginęła gdy miałam trzy lata. Rozumiem, że jest pani ciężko, bo straciła pani męża a teraz syn jest w ciężkim stanie, ale niech pani się postara wykrzesać w sobie jeszcze tą siłę by móc być oparciem dla Zbyszka w tym trudnym momencie. Jeżeli będzie pani chciała do niego pojechać, proszę dzwonić ja panią zawiozę. Teraz będę się zbierać. Jadę do Warszawy, będę tam czuwać przy Zbyszku i niech się pani nie boi, Zibi wyjdzie z tego, jest silnym facetem.
- Dziecko drogie ty jesteś aniołem. Dziękuje ci.
- Niech pani nie przesadza. Martwię się po prostu o Zbyszka i chcę dla niego jak najlepiej tak jak pani. A teraz naprawdę się zbieram i niech pani pamięta, że jak coś ja jestem. - pocałowałam ją w policzek, uścisnęłam i wyszłam.
Do Warszawy jechałam z wielkim znakiem zapytania w głowie. Pan Bartman nie dzwonił, więc albo operacja się jeszcze nie skończyła albo jest tak załamany bo.... Nie nic takiego nie miało miejsca, może po prostu ta operacja jeszcze trwa. W szpitalu byłam po półtora godzinnej jeździe. Senior Bartman tak jak go zostawiłam odchodząc tak i teraz siedział na tym krzesełku i drzemał. Podeszłam do niego i delikatnie ruszyłam go za rękę.Przebudził się.
- I co ze Zbyszkiem ?
- O wróciłaś. Zbyszek...

~*~
Takim znakiem zapytania kończę 3 rozdział :)

Pokonaliśmy drugi raz Iran. :) Nie obyło się u mnie bez jakiś "delikatnych" przekleństw. :) Ale udało się. Ja wczoraj z kolegą stwierdziliśmy, że jesteśmy MISTRZAMI TIE-BREAK'ÓW :)

Pozdrawiam :**
Buziaki :**
Szablon by Katrina