9 grudnia 2013r- Łódź
Wstałam o 12. Kaca nie miałam bo nie piłam ale byłam zmęczona tym wczorajszym szaleństwem. Po wzięciu długiej orzeźwiającej kąpieli pomaszerowałam do kuchni zrobić sobie jakieś kanapki. Z talerzem kanapek i kubkiem herbaty poszłam do salonu. Tam włączyłam telewizor. W zasadzie nic ciekawego w nim nie leciało ale zdecydowałam się w końcu na powtórkę wczorajszego meczu. W połowie drugiego seta nadawanie zostało przerwane z racji jakiś wiadomości z ostatniej chwili. "Wiadomości z ostatniej chwili. Autobus wiozący zawodników włoskiego klubu siatkarskiego Pallavolo Modena miał wypadek na trasie Łódź- Warszawa. Autobus najprawdopodobniej wpadł w poślizg. Nie wiem jak na razie jaki jest stan poszkodowanych, czy jest jakaś osoba śmiertelna. Jak na razie musimy uzbroić się w cierpliwość. Karolina Szostak- Polsat Sport"
To co miałam akurat w buzi wyplułam. Nie dowierzałam w to co słyszę. Po prostu nie mogę. Jak to ? Może to pomyłka ? Biegiem ruszyłam do pokoju po telefon. Wykręciłam numer do Zbyszka. Próbowałam pięć razy za każdym razem to samo: abonent chwilowo niedostępny...srele morele. Niech on odbierze. Modliłam się. Nic z tego. Ubrałam aię i nie wiedziałam co robić. Gdzie ich szukać ? W którym szpitalu ? Boże pomóż ! spojrzałam w górę. I wtedy przypomniało mi się co mówiła dziennikarka: trasa Łódź- Warszawa. Ubrałam kurtkę, buty zabrałam kluczyki i ruszyłam trasą na Warszawę. Ciekawe czy jechali tędy czy nie pojechali jakimś innym objazdem ? Ale jak teraz zawrócę to się nie dowiem.
Jadę tak już półtorej godziny. W końcu znalazłam ich. Wypadek był na wysokości Milanówka. Zaparkowałam kawałek od miejsca zdarzenia. Biegiem ruszyłam do jednego z policjantów pilnującego aby nikt nie przedarł się pod taśmą.
- Dzień dobry. Powie mi pan jaki jest stan poszkodowanych ?
- Dzień dobry. Przepraszam ale nie mogę udzielać informacji nikomu z poza rodziny.
- Ale ja jestem narzeczoną jednego z zawodników. Zbigniew Bartman to mój narzeczony.
- A jak ja mam pani w to uwierzyć ? - spytał. I tu mnie kurde zagiął. Ale przypomniało mi się jedno ze zdjęć jakie sobie zrobiliśmy idąc wczoraj na imprezę. Dobrze że zrobiliśmy je moim telefonem.
- A zdjęcie może być ? - przytaknął.Pokazałam mu fotografie.
- Jak na razie wiemy, że jest jedna osoba śmiertelna, wszystkich pozostałych zabieramy do szpitala na Józefów.
- Dziękuje panu bardzo. - uścisnęłam go i wróciłam do auta.
Niestety musiałam jechać objazdem gdyż tu zablokowano całą trasę. Tak więc nadrobiłam 10 kilometrów. Do szpitala dotarłam po godzinie.
Równo o czwartej wpadłam do recepcji.
- Dzień dobry przywieziono tu poszkodowanych zawodników z wypadku.
- Dzień dobry. Tak przywieziono.- odpowiedziała mi starsza kobieta.
- Na którym oddziale ich znajdę ? I uprzedzam pani pytanie jestem narzeczoną jednego z zawodników a tu ma pani dowód. - także pokazałam jej zdjęcie.
- Czwarte piętro.
- Dziękuje. - odeszłam od lady. Skierowałam się w stronę wind. Wjechałam na odpowiednie piętro a tam znowu to samo przesłuchanie co z policjantem i recepcjonistką.
- To niech mi pan teraz powie jaki jest ich stan ?
- Stan ogólny jest dobry tylko...- tu zawiesił głos. - Stan pana Bartmana jest krytyczny. Żyje tylko dzięki aparaturze. Ma rozległe urazy wewnętrzne i czaszkowo-mózgowe. Potrzebna jest krew.
Zrobiło mi się słabo. Musiałam usiąść.
- Słabo pani ? Może wody ? - zapytał lekarz podtrzymując mnie pod ręke.
- Nie dziękuje. Czy jest szansa że...
- Nie mogę tego pani obiecać. Przykro mi.
Wtem z jednej z sal wyszła pielęgniarka, która wołała lekarza.
- Przepraszam obowiązki. Jakby pani czegoś potrzebowała proszę pytać o doktora Wójcika. - poklepał mnie po ramieniu i się uśmiechnął.
Po odejściu lekarza łzy zaczęły mi lecieć. On nie może umrzeć. Nie może mnie zostawić. Przecież jego mama się załamie. Po lekkim ogarnięciu się spytałam pielęgniarkę gdzie znajdę Zbyszka. Sala 9. Weszłam do sali. Zbyszek leżał spokojnie na łóżku, spał. Był popodpinany do różnego rodzaju aparatury kontrolującej jego parametry życiowe jak i pomagająca oddychać. Miał dwa welflony. Obandażowaną: rękę, nogę i głowę. Wyglądał tak niewinnie. Serce mało mi nie pękło z rozpaczy. Podeszłam po cichutku do niego. Podsunęłam sobie stołeczek na którym później usiadłam. Wzięłam delikatnie ujęłam jego ciepłą dłoń w swoje i uniosłam do ust. Pocałowałam ją i wtedy już kompletnie się rozkleiłam.
- Zbyszek proszę cię walcz. Nie poddawaj się, nie możesz. Słyszysz ?! Nie zostawiaj mnie, swojej mamy, chłopaków z drużyny: z klubu jak i reprezentacji. Nie zostawiaj kibiców, którzy jak się domyślam modlą się o ciebie. Wróć do nas ! Jesteś nam potrzebny. Mimo, że znamy się dopiero miesiąc ale to wystarczyło byś stał się dla mnie kimś bliskim, kimś z kim mogę pogadać o wszystkim, pośmiać się z byle głupoty nawet przez internet ale wierz mi dla mnie to dużo znaczy. Wróć my ci pomożemy we wszystkim, nie zostawimy cię. Tylko wróć. - położyłam głowę na jego dłoni i płakałam. Tylko żeby ten mój płacz coś mógł pomóc, ale to chyba musiałby się stać cud. Siedziałam z nim długo. Płakałam, opowiadałam mu jakieś swoje głupie przygody z życia, głaskałam go, poprawiałam mu kołdrę żeby mu nie było zimno. O 20 niestety musiałam wyjść. Na odchodnym obiecałam mu, że jutro wrócę.
Nie chciałam wracać do Łodzi, po prostu nie miałam na to siły. Tak więc zdecydowałam się na hotel. Po zameldowaniu się w pobliskim hotelu poszłam do pokoju. Tam wzięłam długą kąpiel. Gdy wyszłam zastanowiłam się co robić dalej.? I wymyśliłam. Jutro po wyjściu od Zbyszka, muszę wyjść wcześniej ale to dla jego dobra,wrócę do Łodzi, pojadę do mamy Zibiego poinformuję ją o stanie Zbyszka, później poudostępniam informacje o zbiórce krwi dla siatkarza na portalach społecznościowych, zaniosę do jakiś sklepów, klubów, ośrodków zdrowia, szpitali wszędzie gdzie się da.
Następnego dnia obudziłam się o 6:30. Szybko się ubrałam, umalowałam i po opłaceniu hotelu ruszyłam do szpitala. Boże jak ja nie cierpię szpitali.! Czwarte piętro. Pokój nr 9. I szok ! W sali brak Zbyszka. Przez głowę przeleciały mi najczarniejsze myśli.
- Nie tylko nie to..!!!- upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Dopiero przechodząca obok mnie pielęgniarka zapytała co się stało.
- Nie wie pani gdzie jest ten pacjent ?
- Jest na operacji, godzinę temu dostał silnego ciśnienia śródczaszkowego i konieczna była operacja.
- A długo to jeszcze potrwa ?
- Nie jestem w stanie tego pani powiedzieć. Może to być nawet kilka, kilkanaście godzin, gdyż jest to poważna operacja.
- Dziękuje pani bardzo. - pielęgniarka wróciła do swoich obowiązków.
Usiadłam na krzesełku i czekałam. Po kilku godzinach dosiadł się do mnie, straszy mężczyzna, taki już po 70.
- Przepraszam panią nie wie pani gdzie znajdę salę Zbyszka Bartmana ?
Wstałam o 12. Kaca nie miałam bo nie piłam ale byłam zmęczona tym wczorajszym szaleństwem. Po wzięciu długiej orzeźwiającej kąpieli pomaszerowałam do kuchni zrobić sobie jakieś kanapki. Z talerzem kanapek i kubkiem herbaty poszłam do salonu. Tam włączyłam telewizor. W zasadzie nic ciekawego w nim nie leciało ale zdecydowałam się w końcu na powtórkę wczorajszego meczu. W połowie drugiego seta nadawanie zostało przerwane z racji jakiś wiadomości z ostatniej chwili. "Wiadomości z ostatniej chwili. Autobus wiozący zawodników włoskiego klubu siatkarskiego Pallavolo Modena miał wypadek na trasie Łódź- Warszawa. Autobus najprawdopodobniej wpadł w poślizg. Nie wiem jak na razie jaki jest stan poszkodowanych, czy jest jakaś osoba śmiertelna. Jak na razie musimy uzbroić się w cierpliwość. Karolina Szostak- Polsat Sport"
To co miałam akurat w buzi wyplułam. Nie dowierzałam w to co słyszę. Po prostu nie mogę. Jak to ? Może to pomyłka ? Biegiem ruszyłam do pokoju po telefon. Wykręciłam numer do Zbyszka. Próbowałam pięć razy za każdym razem to samo: abonent chwilowo niedostępny...srele morele. Niech on odbierze. Modliłam się. Nic z tego. Ubrałam aię i nie wiedziałam co robić. Gdzie ich szukać ? W którym szpitalu ? Boże pomóż ! spojrzałam w górę. I wtedy przypomniało mi się co mówiła dziennikarka: trasa Łódź- Warszawa. Ubrałam kurtkę, buty zabrałam kluczyki i ruszyłam trasą na Warszawę. Ciekawe czy jechali tędy czy nie pojechali jakimś innym objazdem ? Ale jak teraz zawrócę to się nie dowiem.
Jadę tak już półtorej godziny. W końcu znalazłam ich. Wypadek był na wysokości Milanówka. Zaparkowałam kawałek od miejsca zdarzenia. Biegiem ruszyłam do jednego z policjantów pilnującego aby nikt nie przedarł się pod taśmą.
- Dzień dobry. Powie mi pan jaki jest stan poszkodowanych ?
- Dzień dobry. Przepraszam ale nie mogę udzielać informacji nikomu z poza rodziny.
- Ale ja jestem narzeczoną jednego z zawodników. Zbigniew Bartman to mój narzeczony.
- A jak ja mam pani w to uwierzyć ? - spytał. I tu mnie kurde zagiął. Ale przypomniało mi się jedno ze zdjęć jakie sobie zrobiliśmy idąc wczoraj na imprezę. Dobrze że zrobiliśmy je moim telefonem.
- A zdjęcie może być ? - przytaknął.Pokazałam mu fotografie.
- Jak na razie wiemy, że jest jedna osoba śmiertelna, wszystkich pozostałych zabieramy do szpitala na Józefów.
- Dziękuje panu bardzo. - uścisnęłam go i wróciłam do auta.
Niestety musiałam jechać objazdem gdyż tu zablokowano całą trasę. Tak więc nadrobiłam 10 kilometrów. Do szpitala dotarłam po godzinie.
Równo o czwartej wpadłam do recepcji.
- Dzień dobry przywieziono tu poszkodowanych zawodników z wypadku.
- Dzień dobry. Tak przywieziono.- odpowiedziała mi starsza kobieta.
- Na którym oddziale ich znajdę ? I uprzedzam pani pytanie jestem narzeczoną jednego z zawodników a tu ma pani dowód. - także pokazałam jej zdjęcie.
- Czwarte piętro.
- Dziękuje. - odeszłam od lady. Skierowałam się w stronę wind. Wjechałam na odpowiednie piętro a tam znowu to samo przesłuchanie co z policjantem i recepcjonistką.
- To niech mi pan teraz powie jaki jest ich stan ?
- Stan ogólny jest dobry tylko...- tu zawiesił głos. - Stan pana Bartmana jest krytyczny. Żyje tylko dzięki aparaturze. Ma rozległe urazy wewnętrzne i czaszkowo-mózgowe. Potrzebna jest krew.
Zrobiło mi się słabo. Musiałam usiąść.
- Słabo pani ? Może wody ? - zapytał lekarz podtrzymując mnie pod ręke.
- Nie dziękuje. Czy jest szansa że...
- Nie mogę tego pani obiecać. Przykro mi.
Wtem z jednej z sal wyszła pielęgniarka, która wołała lekarza.
- Przepraszam obowiązki. Jakby pani czegoś potrzebowała proszę pytać o doktora Wójcika. - poklepał mnie po ramieniu i się uśmiechnął.
Po odejściu lekarza łzy zaczęły mi lecieć. On nie może umrzeć. Nie może mnie zostawić. Przecież jego mama się załamie. Po lekkim ogarnięciu się spytałam pielęgniarkę gdzie znajdę Zbyszka. Sala 9. Weszłam do sali. Zbyszek leżał spokojnie na łóżku, spał. Był popodpinany do różnego rodzaju aparatury kontrolującej jego parametry życiowe jak i pomagająca oddychać. Miał dwa welflony. Obandażowaną: rękę, nogę i głowę. Wyglądał tak niewinnie. Serce mało mi nie pękło z rozpaczy. Podeszłam po cichutku do niego. Podsunęłam sobie stołeczek na którym później usiadłam. Wzięłam delikatnie ujęłam jego ciepłą dłoń w swoje i uniosłam do ust. Pocałowałam ją i wtedy już kompletnie się rozkleiłam.
- Zbyszek proszę cię walcz. Nie poddawaj się, nie możesz. Słyszysz ?! Nie zostawiaj mnie, swojej mamy, chłopaków z drużyny: z klubu jak i reprezentacji. Nie zostawiaj kibiców, którzy jak się domyślam modlą się o ciebie. Wróć do nas ! Jesteś nam potrzebny. Mimo, że znamy się dopiero miesiąc ale to wystarczyło byś stał się dla mnie kimś bliskim, kimś z kim mogę pogadać o wszystkim, pośmiać się z byle głupoty nawet przez internet ale wierz mi dla mnie to dużo znaczy. Wróć my ci pomożemy we wszystkim, nie zostawimy cię. Tylko wróć. - położyłam głowę na jego dłoni i płakałam. Tylko żeby ten mój płacz coś mógł pomóc, ale to chyba musiałby się stać cud. Siedziałam z nim długo. Płakałam, opowiadałam mu jakieś swoje głupie przygody z życia, głaskałam go, poprawiałam mu kołdrę żeby mu nie było zimno. O 20 niestety musiałam wyjść. Na odchodnym obiecałam mu, że jutro wrócę.
Nie chciałam wracać do Łodzi, po prostu nie miałam na to siły. Tak więc zdecydowałam się na hotel. Po zameldowaniu się w pobliskim hotelu poszłam do pokoju. Tam wzięłam długą kąpiel. Gdy wyszłam zastanowiłam się co robić dalej.? I wymyśliłam. Jutro po wyjściu od Zbyszka, muszę wyjść wcześniej ale to dla jego dobra,wrócę do Łodzi, pojadę do mamy Zibiego poinformuję ją o stanie Zbyszka, później poudostępniam informacje o zbiórce krwi dla siatkarza na portalach społecznościowych, zaniosę do jakiś sklepów, klubów, ośrodków zdrowia, szpitali wszędzie gdzie się da.
Następnego dnia obudziłam się o 6:30. Szybko się ubrałam, umalowałam i po opłaceniu hotelu ruszyłam do szpitala. Boże jak ja nie cierpię szpitali.! Czwarte piętro. Pokój nr 9. I szok ! W sali brak Zbyszka. Przez głowę przeleciały mi najczarniejsze myśli.
- Nie tylko nie to..!!!- upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Dopiero przechodząca obok mnie pielęgniarka zapytała co się stało.
- Nie wie pani gdzie jest ten pacjent ?
- Jest na operacji, godzinę temu dostał silnego ciśnienia śródczaszkowego i konieczna była operacja.
- A długo to jeszcze potrwa ?
- Nie jestem w stanie tego pani powiedzieć. Może to być nawet kilka, kilkanaście godzin, gdyż jest to poważna operacja.
- Dziękuje pani bardzo. - pielęgniarka wróciła do swoich obowiązków.
Usiadłam na krzesełku i czekałam. Po kilku godzinach dosiadł się do mnie, straszy mężczyzna, taki już po 70.
- Przepraszam panią nie wie pani gdzie znajdę salę Zbyszka Bartmana ?
- Sala numer 9. Ale nie znajdzie go tam pan, Zbyszek w tej chwili ma operacje.
- A pani skąd to wie ? Zna pani mojego wnuka ? - o czyli mam przyjemność z dziadkiem Bartmanem.
- Tak, przyjaźnimy się.Jestem Ela.- uśmiechnęłam się - Jego mama też tu jest ?
- Nie, Basia nie przyjechała. Załamała się kobieta. Zaledwie miesiąc temu straciła męża, ja syna,a teraz może stracić syna. Nie daj Panie Boże.
- Wiem, przykro mi z powodu syna, Zbyszek mi mówił. A pan jak się trzyma ?
- Dobrze nie jest, ale Zbyszek to mój jedyny wnuk, kocham go najbardziej na świecie. Martwię się o niego.
- Niech pan wierzy że ja też. Wczoraj się jeszcze śmialiśmy, tańczyliśmy wraz z kolegami z drużyny i ich partnerkami a teraz wszyscy leżą w szpitalu. Zbyszek walczy o życie, jeden nie żyję a stan pozostałych jest podobno dobry tylko on..- znowu się rozkleiłam.
- Nie płacz dziecko. Zbyszek to silny facet. da radę. - przytulił mnie - Teraz jedyne co możemy robić to być przy nim i się modlić o niego.
- Ma pan rację, ale ja jeszcze dzisiaj muszę wrócić do Łodzi. Zabiorę kilka rzeczy, rozniosę informację o zbiórce krwi dla niego i tu wrócę.
- To leć kochaniutka. Ja tu będę siedział i czekał. Jak chcesz to podaj mi numer telefonu, to cię będę informował jak by się coś działo.
- Napewno mogę jechać ?
- Tak.
- Dobrze. Tu..- zaczęłam pisać swój numer na kartce- jest do mnie numer. I proszę niech pan dzwoni.
- Obiecałem ,że będę dzwonił.- już chciałam odejść, ale jeszcze zatrzymał mnie senior Bartman - Aaa Ela mogłabyś jeszcze zajrzeć do Basi i sprawdzić co u niej ?
- Oczywiście. - dał mi karteczkę z adresem i teraz już odeszłam.
Do Łodzi dojechałam na 10. Szybko na komputerze napisałam informacje. Część udostępniłam na facebooku, twitterze,instagramie itp a resztę wydrukowałam. Jeździłam po mieście rozwożąc je. Gdy dotarłam do domu rodziców, zapukałam delikatnie w drzwi. Otworzyła mi pani Basia. Wyglądała, delikatnie mówiąc, strasznie. Sińce pod oczami, włosy w nie ładzie, ubrana w jakiś stary dres, oczy zaczerwienione od płaczu.
- Dzień dobry. Jestem Ela przyjaciółka Zbyszka.
- Dzień dobry. Wejdź proszę. - wpuściła mnie do środka. - Siądź sobie. Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuje. Ja tylko chciałam zobaczyć jak się pani trzyma. Czy czegoś pani nie potrzeba ? Może w czymś pomóc ?
- Nie, kochana. Dziękuje, wszystko mam. A trzymać się jakoś muszę. Czekam i modlę się o Zbyszka. Chciałam do niego pojechać, ale po prostu nie jestem w stanie. Co ze mnie za matka, że nawet przy synu nie jestem gdy nie wiadomo czy wyjdzie z tego ? - usiadła na fotelu i zaczęła płakać.
- Jest pani cudowną matką. Niech pani wierzy, że wiem co mówię. Bo to jak się Zbyszek o pani wypowiada jest piękne. On nie powiedział o pani nigdy złego słowa. Więc niech pani nie mówi,że jest zła matką. Ja nie miałam takiego szczęścia jak on. Nie pamiętam swojej mamy, zginęła gdy miałam trzy lata. Rozumiem, że jest pani ciężko, bo straciła pani męża a teraz syn jest w ciężkim stanie, ale niech pani się postara wykrzesać w sobie jeszcze tą siłę by móc być oparciem dla Zbyszka w tym trudnym momencie. Jeżeli będzie pani chciała do niego pojechać, proszę dzwonić ja panią zawiozę. Teraz będę się zbierać. Jadę do Warszawy, będę tam czuwać przy Zbyszku i niech się pani nie boi, Zibi wyjdzie z tego, jest silnym facetem.
- Dziecko drogie ty jesteś aniołem. Dziękuje ci.
- Niech pani nie przesadza. Martwię się po prostu o Zbyszka i chcę dla niego jak najlepiej tak jak pani. A teraz naprawdę się zbieram i niech pani pamięta, że jak coś ja jestem. - pocałowałam ją w policzek, uścisnęłam i wyszłam.
Do Warszawy jechałam z wielkim znakiem zapytania w głowie. Pan Bartman nie dzwonił, więc albo operacja się jeszcze nie skończyła albo jest tak załamany bo.... Nie nic takiego nie miało miejsca, może po prostu ta operacja jeszcze trwa. W szpitalu byłam po półtora godzinnej jeździe. Senior Bartman tak jak go zostawiłam odchodząc tak i teraz siedział na tym krzesełku i drzemał. Podeszłam do niego i delikatnie ruszyłam go za rękę.Przebudził się.
- I co ze Zbyszkiem ?
- O wróciłaś. Zbyszek...
~*~
Takim znakiem zapytania kończę 3 rozdział :)
Pokonaliśmy drugi raz Iran. :) Nie obyło się u mnie bez jakiś "delikatnych" przekleństw. :) Ale udało się. Ja wczoraj z kolegą stwierdziliśmy, że jesteśmy MISTRZAMI TIE-BREAK'ÓW :)
Pozdrawiam :**
Buziaki :**
- A pani skąd to wie ? Zna pani mojego wnuka ? - o czyli mam przyjemność z dziadkiem Bartmanem.
- Tak, przyjaźnimy się.Jestem Ela.- uśmiechnęłam się - Jego mama też tu jest ?
- Nie, Basia nie przyjechała. Załamała się kobieta. Zaledwie miesiąc temu straciła męża, ja syna,a teraz może stracić syna. Nie daj Panie Boże.
- Wiem, przykro mi z powodu syna, Zbyszek mi mówił. A pan jak się trzyma ?
- Dobrze nie jest, ale Zbyszek to mój jedyny wnuk, kocham go najbardziej na świecie. Martwię się o niego.
- Niech pan wierzy że ja też. Wczoraj się jeszcze śmialiśmy, tańczyliśmy wraz z kolegami z drużyny i ich partnerkami a teraz wszyscy leżą w szpitalu. Zbyszek walczy o życie, jeden nie żyję a stan pozostałych jest podobno dobry tylko on..- znowu się rozkleiłam.
- Nie płacz dziecko. Zbyszek to silny facet. da radę. - przytulił mnie - Teraz jedyne co możemy robić to być przy nim i się modlić o niego.
- Ma pan rację, ale ja jeszcze dzisiaj muszę wrócić do Łodzi. Zabiorę kilka rzeczy, rozniosę informację o zbiórce krwi dla niego i tu wrócę.
- To leć kochaniutka. Ja tu będę siedział i czekał. Jak chcesz to podaj mi numer telefonu, to cię będę informował jak by się coś działo.
- Napewno mogę jechać ?
- Tak.
- Dobrze. Tu..- zaczęłam pisać swój numer na kartce- jest do mnie numer. I proszę niech pan dzwoni.
- Obiecałem ,że będę dzwonił.- już chciałam odejść, ale jeszcze zatrzymał mnie senior Bartman - Aaa Ela mogłabyś jeszcze zajrzeć do Basi i sprawdzić co u niej ?
- Oczywiście. - dał mi karteczkę z adresem i teraz już odeszłam.
Do Łodzi dojechałam na 10. Szybko na komputerze napisałam informacje. Część udostępniłam na facebooku, twitterze,instagramie itp a resztę wydrukowałam. Jeździłam po mieście rozwożąc je. Gdy dotarłam do domu rodziców, zapukałam delikatnie w drzwi. Otworzyła mi pani Basia. Wyglądała, delikatnie mówiąc, strasznie. Sińce pod oczami, włosy w nie ładzie, ubrana w jakiś stary dres, oczy zaczerwienione od płaczu.
- Dzień dobry. Jestem Ela przyjaciółka Zbyszka.
- Dzień dobry. Wejdź proszę. - wpuściła mnie do środka. - Siądź sobie. Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuje. Ja tylko chciałam zobaczyć jak się pani trzyma. Czy czegoś pani nie potrzeba ? Może w czymś pomóc ?
- Nie, kochana. Dziękuje, wszystko mam. A trzymać się jakoś muszę. Czekam i modlę się o Zbyszka. Chciałam do niego pojechać, ale po prostu nie jestem w stanie. Co ze mnie za matka, że nawet przy synu nie jestem gdy nie wiadomo czy wyjdzie z tego ? - usiadła na fotelu i zaczęła płakać.
- Jest pani cudowną matką. Niech pani wierzy, że wiem co mówię. Bo to jak się Zbyszek o pani wypowiada jest piękne. On nie powiedział o pani nigdy złego słowa. Więc niech pani nie mówi,że jest zła matką. Ja nie miałam takiego szczęścia jak on. Nie pamiętam swojej mamy, zginęła gdy miałam trzy lata. Rozumiem, że jest pani ciężko, bo straciła pani męża a teraz syn jest w ciężkim stanie, ale niech pani się postara wykrzesać w sobie jeszcze tą siłę by móc być oparciem dla Zbyszka w tym trudnym momencie. Jeżeli będzie pani chciała do niego pojechać, proszę dzwonić ja panią zawiozę. Teraz będę się zbierać. Jadę do Warszawy, będę tam czuwać przy Zbyszku i niech się pani nie boi, Zibi wyjdzie z tego, jest silnym facetem.
- Dziecko drogie ty jesteś aniołem. Dziękuje ci.
- Niech pani nie przesadza. Martwię się po prostu o Zbyszka i chcę dla niego jak najlepiej tak jak pani. A teraz naprawdę się zbieram i niech pani pamięta, że jak coś ja jestem. - pocałowałam ją w policzek, uścisnęłam i wyszłam.
Do Warszawy jechałam z wielkim znakiem zapytania w głowie. Pan Bartman nie dzwonił, więc albo operacja się jeszcze nie skończyła albo jest tak załamany bo.... Nie nic takiego nie miało miejsca, może po prostu ta operacja jeszcze trwa. W szpitalu byłam po półtora godzinnej jeździe. Senior Bartman tak jak go zostawiłam odchodząc tak i teraz siedział na tym krzesełku i drzemał. Podeszłam do niego i delikatnie ruszyłam go za rękę.Przebudził się.
- I co ze Zbyszkiem ?
- O wróciłaś. Zbyszek...
~*~
Takim znakiem zapytania kończę 3 rozdział :)
Pokonaliśmy drugi raz Iran. :) Nie obyło się u mnie bez jakiś "delikatnych" przekleństw. :) Ale udało się. Ja wczoraj z kolegą stwierdziliśmy, że jesteśmy MISTRZAMI TIE-BREAK'ÓW :)
Pozdrawiam :**
Buziaki :**
Świetny *.*
OdpowiedzUsuńPopłakałam się czytając ten rozdział. Elka związała się ze Zbyszkiem i z pewnością był to dla Niej szok, ale w tym wszystkim jest oparciem dla rodziny siatkarza. Mam nadzieję że wszystko będzie dobrze. Błagam szybko o kolejny!!! A! I jeszcze jedno! Nie przerywaj więcej w takim momencie ja tu umieram z niepewności i strachu o Zibiego...
Pozdrawiam ;**
no nie w takim momencie przerywać??!!! Zbyszek musi żyć !!! Jestem ciekawe co dalej.pisz szybko ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Zapraszam na kolejną część losów Zuzy ^^ Tym razem w roli głównej wraz z dziewczyną wystąpi Wotek xD Prezes Piechocki również będzie miał swoje "5 minut", tak jak i Jego syn...mogę obiecać: będzie się działo ;d Ale co się będę rozpisywać... Zapraszam ;*
OdpowiedzUsuńhttp://dla-kazdego-zawsze-jest-jakis-ratunek.blogspot.com/